środa, 23 listopada 2011

Tkanina z Bayeux



        Trudno podać dokładną datę powstania tkaniny, ponieważ autorzy analiz historycznych nie są co do niej zgodni. Jacek Soszyński wymienia lata 1066 – 82, J. Flaming podaje lata 1073 – ’83, Alain Merot datę od 1077 do 1083. Można zatem przyjąć iż tkanina  powstała pomiędzy r.1066 a 1083r. Wśród badaczy istnieją także różnice co do miejsca powstania oraz autora tkaniny. Prawie na pewno wykonały ją kobiety – według legendy – damy dworu Matyldy, żony Wilhelma. Niektórzy uważają, że wykonała ją sama Matylda. Najprawdopodobniej  haft  powstał w którymś z warsztatów w Normandii lub Anglii. Najwięcej zwolenników ma teoria lokalizująca powstanie tkaniny w południowej Anglii, w Canterbury, za czym przemawia także zbieżność niektórych wizerunków na niej przedstawionych z ilustracjami zachowanymi w rękopisach wywodzących się z tego ośrodka.
       Tkanina prawdopodobnie powstała na  zamówienie Odona, przyrodniego brata Wilhelma Zdobywcy, biskupa Bayeux. Identyfikacja Odona jako zleceniodawcy dzieła wzięła się stąd , iż jego postać odgrywa prominentną rolę w scenach wyhaftowanych na płótnie.
       Tkanina mierzy 0,5 m x 73 m. ( Rolf Toman podaje, iż płótno ma 0,5 x 68m i przechowywane jest w Musee de la Reine Mathilde w Bayeux) Jest to wybielone, lniane płótno, na którym artysta wykonując całość projektu szkicował zarysy postaci i obiektów, po czym grupa hafciarek przystępowała do wypełniania konturów wełnianymi nićmi. Zastosowano pięć głównych kolorów oraz trzy pojawiające się sporadycznie. Podkład stanowi osiem zszytych ze sobą kawałków płótna. Przyjmuje się, że trzy ostatnie zostały utracone. Strata ta tłumaczona jest sposobem przechowywania całości, która normalnie spoczywała zrolowana w  belkę – w ten sposób fragmenty będące końcówką płótna były najbardziej narażone na zniszczenie. Tkanina przez stulecia przechowywana była w skarbcu katedry w Bayeux. Obecnie wystawiana jest w Centre Guillame-le-Conquerat w Bayeux.
       Zgodnie z kanonem epoki i propagandowymi intencjami autorów, tkanina z Bayeux jest moralitetem, czyli historią, której zadaniem jest podbudowanie moralne odbiorców, opowiadająca o przykładnie ukaranym wiarołomstwie Harolda II , który mimo iż ślubował wprowadzić na tron angielski Wilhelma, sam sięgnął po tą godność. Prawdopodobnie tkanina była wystawiana okazjonalnie na publiczny widok. Wystawieniom takim towarzyszył komentarz osoby znającej łacinę i historię.
        Jest to najważniejszy zabytek sztuki świeckiej w Europie. Stanowi także bogate źródło ikonograficzne epoki z której pochodzi. Ukazuje romańską modę, rodzaje spożywanego wówczas pokarmu, sposoby prowadzenia walki oraz szczegółowo ukazuje ówczesne uzbrojenie żołnierza.
                                                     


                                                                             Historia

Scena 1
Rok 1064. W królewskim pałacu Westminster Edward Wyznawca, Król Anglii od 1042, rozmawia ze swym bratankiem Haroldem II, Lordem Wessex. Po tej rozmowie Harold (postać z sokołem), podąża ze swymi sługami na południowe wybrzeże Anglii. Zmierzają wprost do Bosham w hrabstwie Sussex, Harolda rodzinnej posiadłości. W bordiurze tkaniny pojawiają się fantastyczne zwierzęta, które odtąd będą pojawiać się prawie we wszystkich scenach. Nad głową Edwarda widać lwa, zwierze królewskie, pojawiają się także Gryfy oraz postacie hybrydyczne.



Scena 2
Harold wraz ze swymi towarzyszami wchodzi do kościoła w Bosham aby pomodlić się o szczęśliwą podróż. W noc przed wyjazdem Harold ucztuje i żegna się z przyjaciółmi w jednej ze swych posiadłości w Bosham. Jego ludzie załadowują i sposobią okręt do podróży. Okręt Harolda płynie poprzez kanał La Manche. Z wysokości masztu jeden z marynarzy wypatruje lądu.




Scena 3
Następna scena ukazuje Ponthieu w pn. Normandii sa to ziemie należące do okrutnego hrabiego Guya, gdzie Harold trafił zniesiony prawdopodobnie przez niesprzyjający wiatr. Harold stoi na okręcie gotowy do wyjścia. Dopóki nie opuści pokładu jest otoczony przez żołnierzy hrabiego Guya. Na dole pojawia się stado zwierząt.



Scena 4
Harold zostaje więźniem, jednakże jest traktowany z szacunkiem; jedzie na koniu, na czele swojej świty z nieodmiennie towarzyszącym mu sokołem. W dolnej bordiurze ukazana jest prawdopodobnie scena polowania na co mogłyby wskazywać niesione na rękach drapieżne ptaki i psy myśliwskie. Polowanie było niegdyś popularną formą spędzania czasu i monarszą rozrywką.


 Scena5
Następne 3 fragmenty tkaniny kontynuują opowieść w odwrotnej kolejności. Dwaj posłowie przybywają od hrabiego Guya (postać siedząca na tronie)do księcia Wilhelma z wiadomością o pojmaniu Harolda. Na drugim planie odbywają się prace polowe, które wskazują na panującą porę roku  - jesień.  Pojawiają się także odlatujące na zimę ptaki.




Scena 6
W centrum widać pędzących posłańców. Do Wilhelma dociera wiadomość, że Guy pojmał Harolda. Hrabia spełnił rozkaz Wilhelma aby bezpośrednio po wylądowaniu zabrać przybysza do niego. Obaj poruszają się konno, trzymając na ramionach sokoły. Guy wskazuje na Harolda.. Widać scenę ukazującą polowanie. Psy chwytają jelenia. Poniżej są wizerunki nagiej kobiety i gołego mężczyzny



Scena 7
Wilhelm i Harold podążają wraz z żołnierzami do Rouen gdzie pierwszy z nich miał pałac. Nad głową Wilhelma znajdują się dwa lwy, symbole władzy królewskiej. Nie wiadomo dokładnie co oznacza mężczyzna w dolnej partii tkaniny, choć wygląda na kogoś kto uprawia ćwiczenia gimnastyczne. Pojawia się także postać Aelfgyvy, siostry Wilhelma. Prawdopodobnie Wilhelm chciał ją wydać za Harolda aby zacieśnić między sobą a Haroldem więzi i przybliżyć się w ten sposób do tronu w Anglii.



Scena 8
Harold towarzyszy Wilhelmowi i żołnierzom normańskim w wyprawie wojennej przeciwko zbuntowanemu księciu Bretanii Conanowi. Po drodze mijają Mont St. Michel, który znajduje się na granicy między Normandią a Bretanią. Aby dostać się do Bretanii zmuszeni są przedzierać się przez rzekę. Wojownicy trzymają swoje tarcze nad głowami aby ich nie zamoczyć. Niektórzy żołnierze toną w ruchomych piaskach- Harold ratuje ich. Poniżej widać wodne zwierzęta tj. ryby, rzeczne węże.



Scena 9
Żołnierze normandzcy atakują Dol siedzibę Conana. Książe ucieka z zamku na linie. Ścigając Conana Normanowie mijają Renes, stolicę Bretanii.



Scena 10
Normanowie pojmali Conana w Dinan. W trakcie bitwy walczący konno atakują lancami, a w tym samym czasie inni starają się podłożyć ogień pod pozycje broniących się. Conan zostaje pokonany. Chwilę później widzimy jak podaje klucze od Dinan Wilhelmowi na czubku lancy. W podzięce za pomoc w walce Wilhelm obdarzył Harolda szczególnymi honorami. Podarował mu pięknie wykonaną broń.


Scena 11
Obaj wojownicy wracając po potyczce do Normandii odwiedzają po drodze miasto Bayeux.
W szczytowym momencie opowieści Harold składa przysięgę na święte relikwie, obiecując wspomóc Wilhelma w jego staraniach o koronę. Harold w następnej scenie jest z powrotem wolny, wraca ze swoją flotą do Anglii.


Scena 12
Harold rozmawia z królem Edwardem. Król wygląda na zmęczonego i chorego, któremu zostało niewiele życia.



Scena 13
Król Edward umiera 5-go stycznia 1066r. Tkanina ukazuje moment jego śmierci i pogrzebu.
Widzimy procesję pogrzebową do Westminster Abbey. W górnej części widać Edwarda leżącego w łożu, rozmawiającego ze swymi najbliższymi  stronnikami, również z Haroldem i królową Edith. Obok nich pojawia się kostucha z gestem otwartych dłoni, serdecznie przyjmująca króla Edwarda do Królestwa Niebieskiego. Komiczne ukazywanie śmierci jest znamienne dla Średniowiecza w którym była ona chlebem powszednim. Świadczą o tym inne  przedstawienia z gat. Dance Macabre. Poniżej jest scena zgonu Edwarda. Dwóch  z możnowładców podaje Haroldowi koronę i topór, symbole władzy królewskiej.



Scena 14
Harold zostaje koronowany dzień po śmierci Edwarda, 6-go stycznia 1066 r. Nowy król siedzi na tronie trzymając w dłoniach insygnia władzy: berło i jabłko, otoczony możnymi, świtą i dworzanami. Po prawej stronie widać arcybiskupa Stiganta. W oddali lud wiwatujący na jego cześć. Natomiast na górze pojawia się kometa Halleya; ludzie zaczynają szeptać, że to zły znak dla nowego króla. Pojawienie się komety  interpretowane było niegdyś jako zwiastun nieszczęścia. Wiadomości o komecie docierają do Harolda. W bordiurze pojawiają się widma normańskich statków, zapowiedz niechybnej inwazji Wilhelma .



Scena 15
Ludzie Wilhelma czym prędzej śpieszą do Normandii na dwór króla aby powiadomić go o zgonie Edwarda oraz koronacji Harolda. Wilhelm wpada w furię spodziewał się bowiem, że zgodnie ze złożoną mu obietnicą tron Anglii będzie należał do niego. Harold jawi się tu jako bezprawny uzurpator. Wilhelm decyduje się zaatakować królestwo Anglii i czyni pierwsze przygotowania do wojny. Po raz pierwszy pojawia się przyrodni brat Wilhelma, biskup Bayeux, Odo.



Scena 16
Wojownicy Wilhelma przygotowują się do inwazji. Cieśle ścinają drzewa i tną je na bale i deski potrzebne do budowy okrętów. Inni rzemieślnicy ciągną drewno na brzeg.



Scena 17
Na okręt zabierane są: żywność i woda. Także broń: kolczugi, hełmy, lance, miecze. A także konie. Widać jak wyglądało uzbrojenia XI wiecznego wojownika.    



Scena 18
Wilhelm wiedzie swą armię do okrętów, po czym wyprawa wyrusza w stronę wyspy. Autor tkaniny słusznie zauważył złudzenie polegające na tym, że im dalej od nas leży przedmiot tym bardziej sprawia ważenie mniejszego. Widać to w sposobie przedstawienia okrętów.


Scena 19
Widać okręty wypełnione żołnierzami i końmi. Wilhelm płynie na okręcie zwanym Mora, zakupionym przez jego małżonkę, Matyldę.



Scena 20
Normandzka armada osiągnęła angielski brzeg 28 września w Pevensey. Żołnierze wprost z okrętów podążają w stronę Hastings po drodze gromadząc zapasy.



Scena 21
Żołnierze sporządzają sobie ucztę pod gołym niebem. Widać rożna a na nich piekące się różne rodzaje mięsiwa i kucharzy przygotowujących przeróżne potrawy na specjalnie przygotowanych paleniskach. Wilhelm zasiada przy uczcie wraz ze swymi notablami. Biskup Odo błogosławi pokarm. Słudzy nakładają jadło na tace i roznoszą biesiadnikom.



Scena 22
Książe Wilhelm pokazany jest podczas rozmowy ze swoimi przybranymi braćmi biskupem, Odonem i Robertem. Swoisty typ zamku zostaje zbudowany aby umocnić pozycję normańskich najeźdźców. Posłaniec przynosi Wilhelmowi wiadomość o zbliżającej się armii Harolda. Z prawej strony kobieta z dzieckiem uchodzi z domu, który został splądrowany i podpalony przez wojaków Wilhelma.


Scena23
Rankiem w dniu bitwy, 14-go października 1066r. Wilhelm, w pełnej zbroi, dosiada swego wierzchowca. Normańska jazda galopuje przed frontem angielskich wojsk Harolda.



Scena24
Wilhelm ukazany jest dwukrotnie: pierwszy raz konno na czele swoich wojsk, następnie po prawej stronie jako pytający sługę Odona, Vitalisa czy widziano w pobliżu wrogie wojska.



Scena 25
Scena ta ukazuje angielska stronę. Zwiadowca ostrzega Harolda przed zbliżającymi się Normanami. Wilhelm z berłem w ręce, wygłasza mowę zagrzewającą żołnierzy do walki.



Scena 26
Normanowie zaczynają szarżę na pozycję Harolda. Bitwa rozpoczęta.




Scena 27
Wokół widać pełno strzał i włóczni. Angielska piechota stara się osłaniać „murem tarcz”. Normanowie atakują zacięcie z obu skrzydeł. W szeregach normańskich do walki używa się jazdy natomiast wśród Anglosasów nadal przeważa piechota. Dolna bordiura wypełniona jest wizerunkami ciał poległych.



Scena 28
Trwa zacięta i krwawa walka. Obaj bracia Harolda tracą życie.



Scena 29
Bitwa rozszalała się na dobre. Ludzie i konie miażdżeni są na ziemi, dolne sceny ukazują ogrom zniszczeń i potworne żniwo śmierci.



Scena 30
 Po upadku z konia Wilhelm zdejmuje hełm odkrywając twarz, tym samym pokazując żołnierzom, że jest  żyw i zdolny do walki. Biskup Odo pojawia się w centrum bitwy i walczy wymachując maczugą, jednocześnie zagrzewając do walki żołnierzy. Odo używa maczugi ponieważ jako biskup nie może przelewać ludzkiej krwi. Poniżej widać oddział łuczników.



Scena 31
Pojawia się najbardziej znana scena z tkaniny. Jest to śmierć Harolda. Zostaje trafiony strzałą w oko a później dobity mieczem przez normańskiego żołnierza. Nie wiadomo czy rzeczywiście Harold zginął w taki sposób. Wiadomo jednak, że oślepienie było karą zadawaną wiarołomcom. Zatem pojawia się tu motyw kary bożej, która dosięgnie każdego kto ośmiela się łamać przysięgę. Los czy też Bóg pokierował tak strzałą aby ugodziła ona Harolda w oko tym samym karząc go oślepieniem. Poniżej głównej sceny żołnierze ściągają z poległych kolczatki.

           

Scena 32
Wraz ze śmiercią Harolda bitwa dobiega końca. Zwycięscy Normanowie ścigają uciekających z pola bitwy Anglików.  W bordiurze widać rozczłonkowane ciała żołnierzy. Niestety finałowa scena tkaniny zaginęła ale przypuszczalnie przedstawia ona koronację Wilhelma w Londynie 25 grudnia 1066 r.



                                                               Inne dzieła tego typu

        Średniowieczne teksty wspominają o innych przykładach narracji wizualnej tego typu co Tkanina z Bayeux. Niestety żadne z takich tekstyliów nie zachowało się do dziś. Niemniej świadczy to o tym, że tego rodzaju twórczość spełniała podobne funkcje jak znane nam z czasów nowożytnych np. film lub komiks. Opowiadały one graficznie wybrany fragment historii lecz do jej pełnego zrozumienia potrzebny był komentarz ustny lub pisemny. Tak jak w komiksie, tekst spełniał jedynie funkcję pomocniczą tj. dopełniał obraz a nie odwrotnie. Sceny przedstawiano chronologicznie w porządku przyczynowo-skutkowym. Podobnie jak w filmie, stosowano technikę stop- klatki pozwalającą uchwycić kolejne fazy ruchu i zaprezentować szybkie przemieszczanie się wybranych obiektów. Tkanina ta jest wartościowa nie tylko z powodu nowatorskiego sposobu narracji ale także z poprzez technikę jaką została wykonana. Haft właśnie w średniowieczu przeżywał swój „złoty okres”, czego opona królowej Matyldy jest najlepszym przykładem. Uwagę przykuwają także staranność wykonania detalu. Prezentowane postaci są indywidualizowane i posiadają charakterystyczne cechy czy atrybuty. Można na przykład odróżnić „brodatych” Anglików od „ogolonych” Normanów. Różnice widać także chociażby w sposobie przedstawiania twarzy „głównych bohaterów”: Harolda, Edwarda i Wilhelma. Tkanina z Bayeux dostarcza wielu cennych informacji o epoce z której pochodzi dlatego jest bezcennym zabytkiem sztuki świeckiej w Europie.


                                                        Bibliografia


Michał Ałpatow – Historia Sztuki T.2, Arkady
Hugo Honour, John Flaming – Histora Sztuki Świata, Arkady
Alain Merot – Historia Sztuki 1000 – 2000, Arkady
Jacek Soszyński - Hastings 1066, Bellona

Dawne i współczesne piractwo




1.1. Rozróżnienie pomiędzy poszczególnymi rodzajami morskich przestępstw.

Pomiędzy poszczególnymi formami zbrojnej napaści na okręty przez inne  jednostki morskie istnieje rozróżnienie. Piractwo często mylone jest z korsarstwem, choć są to odmienne pojęcia historyczne i prawne. Piractwo jest znacznie starsze niż korsarstwo, które pojawiło się dopiero w XV w. n. e.[1] i pod względem prawnym, trudno jest je  sklasyfikować jednoznacznie.
Piraci jako ci, którzy zagrażają pokojowi na morzach i lądach, zostali uznani za wrogów całej ludzkości. Zgodnie z tą starożytna formułą, uznano, iż nie mają ojczyzny, więc nie chroni ich jakiekolwiek prawo, a jako wrogom ludzkości odmawiano im statusu iusti hostes (legalnego nieprzyjaciela). Oznaczało to, że piratów nie traktowano jak jeńców wojennych, a więc m. in. można było ich karać śmiercią, bez sądu. Piractwo charakteryzowała totalna swoboda i różnorodność form ataku, a także działanie w prywatnym interesie.
Tak jak piractwo, tak i korsarstwo miały charakter kryminalny. Korsarstwo, inaczej kaperstwo było usankcjonowaną instytucją dawnego prawa wojny morskiej. Polegało na tym, że dany kraj lub władca wydając tak zwane listy kaperskie, zezwalał na udział prywatnych statków w wojnie. Warunkiem otrzymania patentów kaperskich, było przekazanie części łupów zgromadzonych podczas tych wojen, państwu lub władcy, które je wydał. W zależności od umowy, kaprzy dostawali całość lub część łupu. Zazwyczaj było to 90% ze zdobyczy, zaś 10%  przekazywano mocodawcy, jako zapłatę za ochroną prawną. Ponad to, listy kaperskie gwarantowały pomoc floty zaprzyjaźnionego państwa oraz schronienie w jego portach. Korsarze działali jedynie w czasie wojny, w przeciwieństwie do piratów, którzy atakowali statki bez względu na sytuację polityczną. Korsarstwo zostało zakazane w deklaracji paryskiej z 1856 r. i jest już jedynie pojęciem historycznym[2]. Do deklaracji paryskiej nie przystąpiły: Stany Zjednoczone, Hiszpania, Meksyk i Chile. Mimo to, od momentu podjęcia tego zobowiązania, żadne z tych państw nie wydało listów kaperskich, co spowodowało zanik korsarstwa.
Pojawiła się wówczas nowa taktyka wojenna, polegająca na przemianie statków handlowych w okręty pułapki, które na wypadek wojny wypływały zakamuflowane pod banderami handlowymi, prowadząc działania bojowe. Nie była to jednak kontynuacja kaperstwa.
Oprócz wyżej wymienionych formacji ludzkich, zajmujących się rozbójnictwem morskim, istnieli także bukanierzy, nazywani inaczej flibustierami. Ludzie ci po części byli piratami, a po części myśliwymi. Mięso przez nich przygotowane, uzdatniane do długoterminowego przetrzymywania, było bardzo pożądanym towarem, gdyż pozwalało długo przetrwać w tropikach rozbójniczym bandom. Bukanierzy nie zajmowali się napadami na większą skalę. Nazywani byli „braćmi wybrzeża” i tworzyli dobrze zorganizowaną, opartą na zasadzie wspólnoty majątkowej społeczność. Próby przywłaszczenia jakiejkolwiek części zagrabionego mienia, groziły wykluczeniem z grupy. Bukanierzy stosowali także swoisty system ubezpieczeń społecznych, polegający na wypłacie odpowiednich ekwiwalentów finansowych, w zamian za utracone zdrowie. Regulowały to przepisy[3]. W tej na poły pirackiej  społeczności, wszelkie przejawy indywidualizmu były tępione. Składano sobie przysięgę wierności i starano się przestrzegać regulaminu. Każdemu przysługiwała taka sama racja żywności. Pijaństwo było przeważnie karane. Kapitan swoje decyzje uzgadniał z radą, którą tworzyła załoga statku. Zdarzało się, że zbyt surowy lub okrutny kapitan był zostawiany samotnie w łodzi, bez wody i jedzenia, na środku morza. Taki sam los mógł spotkać także przywódcę pirackiej hordy, okazującego zbytnie miłosierdzie pojmanym.
Pomimo usilnych prób zwalczania piractwa  poprzez różnego rodzaju deklaracje i umowy międzynarodowe, nie wypleniono go z morskich szlaków. Istnieje ono nadal, choć zmienił się zarówno wygląd piratów, jak i narzędzia przez nich używane. Zapewne jego cele od wieków pozostają niezmienne. Są nimi: zysk, sława oraz chęć przeżycia przygody.

1.2. Piractwo morskie od starożytności do XIX w.

Cała wiedza o piratach i o piractwie w świecie antycznym pochodzi ze źródeł pisanych[4]. Nie zachowały się bowiem dowody materialne,  które wskazywałyby na istnienie tego zjawiska w świecie grecko – rzymskim. Zarówno w starożytności,  jak i współcześnie określenie „pirat”, ma negatywne konotacje. Piratami nazywano zbrojnych rabusiów, którzy dokonywali łupieskich ataków na wodzie oraz na brzegach lądów, na które przybywali przy pomocy statków.
Sami rabusie nie używali względem siebie takiej nazwy. Czynili to ich wrogowie, pozbawiani w bezwzględny sposób dobytku. Niekiedy, powodowani strachem ludzie, nazywali piratami także nieznajomych przybywających w ich strony. Można wyodrębnić dwa określenia morskich przestępców, funkcjonujące w starożytnej Grecji: lejstes i pejrates. Pierwsze sformułowanie pochodzi od tego samego rdzenia co leis (indoeuropejski rdzeń- lau), „łup” i oznacza rozbójnika, łupieżcę bądź pirata. Słowo to, było używane przez Homera i pisarzy epoki klasycznej. Pejrates, nie było używane do ok. 330 r. p. n. e.[5] i trudno jest podać jednoznacznie jego etymologię, ale wskazuje się na pejra („próba”), pejrao („usiłować”) lub mało prawdopodobne prasso („przejść coś”). Oba słowa lejstes i pejrates są synonimami i mogą być stosowane zamiennie. Zdzisław Skrok podaje także łacińskie określenie pirata, które jak pisze, wywodzi się od greckiego piran, co znaczy dosłownie ”próbować szczęścia na  morzu”. Wspomina także o francuskim określeniu pirata – forban, pochodzącym od zwrotu hor du ban, oznaczającym kogoś „wyjętego spod prawa” oraz o angielskim wyrazie sea-robber – morskim rabusiu, lecz sformułowania te pochodzą z wieków po narodzeniu Chrystusa. Łacińskie określenia piratów to: praedo („ łup”, „zdobycz”), pirata pochodzącego od greckiego pejrates oraz latro, które początkowo oznaczało najemnika aby później stać się synonimem praedo. Piractwo, jako działalność określano słowem latrocinium[6].
Powracając jednak do określeń pejrates i lejstes, trzeba stwierdzić, iż oba wyrazy oznaczają to samo i można je tłumaczyć używając ogólniejszego sformułowania- „rabuś”. Powstał więc problem jak odróżnić rabusia działającego na morzu od tego działającego  na lądzie. Dla rozróżnienia starożytni wprowadzili termin, który przysługiwał jedynie rabusiom morskim – katapontineses, oznaczający „tego, który rzuca się w morze”. Jednak słowo to, jak pisze Philip de Souza, nie było często używane przez Greków. Woleli posługiwać się terminem ogólniejszym: takim jak lejstes, ale stawianym w kontekście innych wyrażeń, które narzucały jednoznaczne skojarzenia z rozbojem morskim. Można zatem powiedzieć, iż bandytyzm morski jak i lądowy, były ze sobą ściśle powiązane, przynajmniej w początkowym okresie kształtowania się piractwa. Ogromne spustoszenia jakie powodowali rabusie kierujący się chęcią zysku za wszelką cenę, były ostro potępiane ze strony władz. Rozbój morski dawał więcej swobody niż rabunek lądowy, z racji używania statków, pozwalających na szybką ucieczkę. Prawdopodobnie najstarsza inskrypcja na której widnieje napis pejrates pochodzi z Ramnutu i jest z III w. p.n. e. Dotyczy wyboru Epicharesa na stanowisko strategos, który miał się zajmować obroną wybrzeża greckiego i jest hołdem dla niego[7].
Pierwsze wzmianki o hostis humani generis – wrogach rodzaju ludzkiego, pochodzą sprzed trzech tysięcy lat i mówią o walkach jakie z piratami toczyli faraon Ehnaton i Ramzes III a także, w następnym tysiącleciu Aleksander Macedoński, Juliusz Cezar oraz rzymscy wodzowie tacy jak: Piliniusz i Agrypa. W epoce brązu, można mówić jedynie o rozbójnictwie morskim, gdyż nie istniało wówczas pojęcie pejrao. Grabież morska znana była także w starożytnych Chinach, Indiach i Imperium otomańskim. W starożytnej Grecji, funkcjonował mit o Minosie, potężnym władcy Krety, który skutecznie radził sobie z najazdami morskich rabusiów. Piractwo apogeum swojego rozkwitu przeżywało po odkryciu Ameryki, której ludy takie jak Inkowie i Majowie, bogate w złoto, były bezlitośnie łupione przez najeźdźców, szczególnie w XVII i XVIII w.
W II tysiącleciu p. n. e. nie można było przeprowadzić rozróżnienia pomiędzy piractwem a wojną. Wiele ataków prowadzonych z morza na lądzie, miało znamiona wojny. Greckie poleis, zazwyczaj długo i zaciekle odpierały natarcie piratów, ponosząc przy tym ogromne starty. Dlatego słusznym, zdaje się być określenie mianem „wojny” [8]  ataków dokonywanych przez morskich przestępców. Okres, w którym ostatecznie dokonuje się rozróżnienie pomiędzy wojną a piractwem, to koniec epoki archaicznej, czyli lata od ok. 500 do 330 r. p. n. e.[9].
Jak już wspomniałam, wzmianki o piratach pojawiają się w dziełach Homera. Co ciekawe, uważał on ich wyczyny za godne pochwały, jeśli tylko były wystarczająco brawurowe, gdyż brak odwagi zasługiwał na potępienie. W starożytności uprawianie żeglugi morskiej uważane było za „męską” profesję. Według ówczesnych wyobrażeń, morza pełne były dzikich potworów, dlatego żegluga po nich wymagała nie lada odwagi. Tukidydes sugeruje, jak pisze Philip de Souza, iż piractwo w czasach Homera było rozpowszechnione do tego stopnia, iż przy powitaniu obcych, pytano ich czy nie są piratami. Odyseusz, główny bohater Iliady i Odysei, przechwala się tym jaką chwałę wśród rodaków zdobył dzięki łupom zdobytym podczas brawurowych grabieży na morzu. Philip de Souza pisze: są one nie tylko źródłem zamożności, ale przyczyniają się też bezpośrednio do prestiżu (…), piractwo jest złe z punktu widzenia ofiar, ale bohaterskiemu rabusiowi zapewniało wysoką pozycję i prestiż, w znacznej mierze z powodu walk i łupów[10]. Pomimo to, piratów przeważnie karano śmiercią, co wprowadzało dodatkowy element ryzyka w ten „zawód”.
Do obrony miast używano początkowo hemioli. Były to statki żaglowo-wiosłowe, wyposażone w dwa rzędy wioseł. Innym typem statku, używanym zarówno przez obrońców poleis, jak przez piratów była lembiola, pięćdziesięciowiosłowy, szybki i zwrotny statek. Używana była także dwurzędowa liburna.
Taktyka piratów polegała na podstępie. Najczęściej zakradano się do miasta w ubraniach zwykłych żeglarzy, pod pozorem zaczerpnięcia wody do dzbanów niesionych ze sobą. W naczyniach ukryta była broń. Kiedy rabusie przekroczyli bramy miasta, wyciągali ją i zastraszali zaskoczonych mieszkańców. Do napadu wówczas przyłączali się kompani z zewnątrz i poleis szybko stawała się ich ofiarą[11]. Niekiedy piratów cechowała wyjątkowa odwaga i brawura, o czym mówi ten o to cytat: jeden ze śmiałych hersztów pirackich w biały dzień wtargnął z czterema okrętami do świetnie zabezpieczonego i silnie strzeżonego portu w Syrakuzach, gdzie obrabował stojące w przystani statki, po czym opuścił port nie atakowany przez Rzymian[12].
Podział łupów zazwyczaj dokonywał się w ten sposób, że dowódca morskich rabusiów dostawał najcenniejszą część zdobyczy, reszta była dzielona pomiędzy pozostałych członków załogi. Taki był ówczesny zbójecki zwyczaj.
Piracki proceder trwa na przestrzeni wieków. Istnieją okresy w których bujnie rozkwita, albo prawie całkowicie zanika. Wzrostowi piractwa sprzyjały: decentralizacja ośrodków władzy lub ich osłabienie, a także wojny prowadzone przez państwa, będące obiektem ataków z morza. W epoce starożytnej Morze Śródziemne było areną wielu konfliktów, które sprzyjały szerzeniu się piractwa. Zostało ono zahamowane dopiero przez Rzymian w okresie późnego cesarstwa[13] i przez kilka wieków prawie nie istniało. Powtórny rozkwit piractwa nastąpił w Średniowieczu, kiedy znów Morze Śródziemne stało się terenem konfliktów, tym razem pomiędzy światem islamu a Chrześcijaństwem. Jeszcze w XIX w. greccy piraci prowadzili działalność na kilku wyspach Morza Egejskiego, wykorzystując wojnę Grecji z Turcją[14].
Czynnikami sprzyjającymi piractwu były naturalne warunki charakterystyczne dla poszczególnych akwenów. Decydowała o tym urozmaicona linia brzegowa niewielkich wysepek leżących w tamtym regionie. Poza tym liczył się także zasięg władz kolonialnych, których jurysdykcja nie obejmowała części nowoodkrytych terenów, tak więc obszary te pozostawały białymi plamami na mapach ówczesnego świata. Największym sprzymierzeńcem piractwa był eksploatatorski system kolonialny. Przeciwko niemu buntowały się co bardziej niespokojne jednostki, organizując się w społeczności tworzące własne flotylle, a nawet małe państewka. Niekiedy była to forma walki narodowowyzwoleńczej. Ludność, która była srodze ciemiężona przez aparat państwowy, chętnie udzielała pomocy i schronienia bandom pirackim, których demokratyczny model życia, dawał nadzieję na wyrwanie się spod jarzma feudalnych zależności.
W najodleglejszych dziejach, w samych początkach piractwa, działalnością tą zajmowali się zwykli ludzie. Był to jeden ze sposobów zarobkowania. Piractwem parali się zbiegli niewolnicy, dłużnicy, bezrolni chłopi, rzemieślnicy pozbawieni swych warsztatów, a także członkowie prześladowanych mniejszości religijnych.
W późniejszym okresie, morską grabieżą zaczęli zajmować się przede wszystkim różnego rodzaju przestępcy i rzezimieszki, mniej lub bardziej rządni łatwego łupu. Morskimi rozbójnikami, często oprócz niskich pobudek kierowały także, chęć zemsty za poniesione krzywdy i ucisk ze strony władcy, anarchizm przejawiający się odrzuceniem powszechnie przyjętych norm społecznych, ale przede wszystkim walka z wszelkimi formami władzy. Życiu pirata oddawali się zazwyczaj ludzie o niespokojnych charakterach. Byli to: dezerterzy, marynarze, którzy zeszli na drogę występku, nobliwi kupcy oraz władcy. Zdarzało się także, że do pirackiej hordy przystępowali mnisi. Takim człowiekiem był dominikanin Caraccioli, który wraz ze swym uczniem - Misson i innymi piratami, przemierzał wody Afryki Zachodniej. Jacek Machowski pisze: żarliwe kazania w połączeniu z niezwykłą skromnością i wstrzemięźliwością, cechami niespotykanymi u piratów, wywoływały wśród ich ofiar żarliwe dyskusje[15]. Nie brakowało wśród nich kobiet, które nierzadko górowały okrucieństwem nad swymi kolegami „po fachu”. Najsłynniejszymi w Europie i w historii, kobietami – piratkami były Anna Bony i Mary Read. Obie były przyjaciółkami i prowadziły burzliwe życie. Mary Read skończyła na szubienicy, a los jej przyjaciółki pozostał nieznany. W XIX w. piratami zaczęto określać także handlarzy niewolników oraz buntowników i powstańców, którzy zajęli jakiś statek.
Osławione życie pirackich band, dostarczało materiału do tworzenia legend, które fascynowały ludzi pochodzących z najróżniejszych kręgów kulturowych. Piraci sami nazywali siebie „Rycerzami Fortuny”. Uważali się za przeklętych przez Boga i wyrzuconych na brzeg życia społecznego, co było jednym z elementów tworzących romantyczny wizerunek pirata.
W świecie morskich rabusiów obowiązywała równość. W pamiętnikach  ex-pirat Johna Esquemelinga można znaleźć takie informacje: we wzajemnych stosunkach są życzliwi, miłosierni i uprzejmi do tego stopnia, że jeśli jeden z nich, zapragnie czegoś, co posiada drugi, ten chętnie mu to zaraz oddaje[16]. Kapitanem mógł pozostać najbardziej nieustraszony w boju członek załogi, jednak jego prawa nie wyrastały ponad prawa i obowiązki innych piratów. Pogląd ten wydaje się  niedorzeczny przez wzgląd na funkcję którą pełnił kapitan, ale to właśnie zasady równości i braterstwa panujące wśród tych rozbójniczych społeczności skłaniały wielu zwykłych ludzi do opuszczenia swych domostw i pędzenia życia morskiego rabusia. Jochen Beckerpisze: biorąc pod uwagę podział łupów, alternatywne formy dyscypliny oraz porządek społeczny oparty na solidarności, (…) historycy amerykańscy doszli do wniosku, że: Statek piracki był oazą demokracji w tej niedemokratycznej epoce[17]. Kapitan, tak jak pozostali piraci, musiał przestrzegać ustalonych zasad, regulujących życie na statku. Zbytnie okrucieństwo wobec pojmanych zakładników lub okazywanie im litości, mogło go kosztować utratę życia. Trudno było ustalić granicę własnej samowoli. Przykładem regulaminu, w którym  znajduje się potwierdzenie zasady równości, jest kodeks kapitana Bartholomewsa Robertsa. Mowa w nim między innymi o tym, że: decyzje kapitana, jeśli tylko okażą się błędne lub niesprawiedliwe według mniemania załogi, mogą być bojkotowane, każdego obowiązuje równy podział łupów, obowiązuje zakaz kontaktowania się z obcymi, bez wiedzy reszty bractwa, obowiązuje szacunek względem kobiet, o czym świadczy zapis dziewiątego paragrafu tego kodeksu : Dobrze wychowany mężczyzna zawsze szanuje damy. Każdy oficer lub marynarz, który obrazi słowem lub czynem jakąkolwiek pojmaną kobietę, powinien być natychmiast skazany na karę śmierci[18]. Pomimo, iż miał nie wiele większe prawa od pozostałych marynarzy, kapitan trzymał swą załogę krótko. Był on osobą, która dbała o prządek na łajbie, ale jednocześnie sam był poddawany presji obyczajów panujących na statku. Roberts, zabraniał spożywania alkoholu na pokładzie, chyba że czyniono to przed jego obliczem. Nie tolerował hazardu i nakazywał załodze wcześnie chodzić spać. Zabraniał także sprowadzania kobiet na okręt. Jak pisze Agnieszka Krzemińska: słynął z zamiłowania do taft, jedwabiów, złotych ozdób oraz miłości do Johna Waldena, znanego jako Panienka Nanny[19]. Kapitan Roberts był gorliwym chrześcijaninem i narzucił załodze przestrzeganie dni świątecznych. Usiłował także zwerbować do swej bandy księdza, ale zamiar ten, nie udał się. W panteonie pirackich dowódców znajdują się także kapitanowie o mniej przychylnym stosunku do norm społecznych obowiązujących w cywilizowanym świecie. Przykładami są William Kidd i Christopher Condent. Piraci ci, wielbili anarchię i słynęli z okrucieństwa, ale także musieli się liczyć z załogą, którą tworzyły głównie prymitywne i nieprzewidywalne typy. Załoga składająca się z okrutników karała zbyt litościwego dowódcę, zostawiając go na morzu lub wyspie, bez wody i jedzenia. Taki los spotkał na przykład kpt. Edwarda Englanda. Większość z piratów piła alkohol, co potęgowało ich dzikie zachowania. Spożywano rum, koniak, brandy i gin. Popularny był także „rum armatni”, wytwarzany z rumu i prochu. Abstynenci budzili podejrzenia wśród pirackiej braci.
Morscy rabusie, chcąc wzbudzić grozę, pływali pod czarnymi flagami, opatrzonych wizerunkami białej, trupiej czaszki ze skrzyżowanymi piszczelami. Motyw ów, powstał późno w stosunku do długości istnienia piractwa, bo dopiero w XVIII w.[20]. W żargonowej mowie, ten swoisty, odstraszający emblemat, określano mianem Jolly Roger (Wesoły Roger) 2. Czerń flagi miała symbolizować zerwanie więzi z „oficjalnym” światem. Symbol ten mógł funkcjonować w różnych układach. Często oprócz samego szkieletu, widoczne były: kielich, włócznia, serce i miecz. Liczyła się tylko kapitańska pomysłowość. Pierwotnie pirackie flagi były koloru czerwonego, na wzór bojowych angielskich i francuskich bander[21]. Czerwień symbolizowała także krew i cierpienie. Statek bez jakiejkolwiek wywieszonej flagi, był uznawany za wrogi. Piracka bandera, swą odstraszającą wymową współtworzyła legendę, na którą w dużej mierze składały się autentyczne wyczyny morskich rabusiów.
Napad na statek najczęściej zaczynał się od demonstracji siły, czyli wystrzału z działa pokładowego. Miało to na celu wywołanie popłochu wśród załogi wroga. Następnie dążono do abordażu czyli szczepienia się z pokładem i wtargnięcia na niego. Po tym dochodziło do walki wręcz przy użyciu kordelasów, tasaków i pistoletów, których każdy z rabusiów posiadał po kilka za pasem. Atak na lądzie obywał się zazwyczaj nocą, gdyż element zaskoczenia dopomagał piratom. Starano się także pływać mając za sobą słońce, które oślepiało obserwatorów na brzegu.
W czasach, gdy piractwo było rozpowszechnionym zjawiskiem, pojawił się stereotyp pirata, znany do dziś. Jego twórcą jest Daniel Dafoe[22], który w „Generalnej historii rabunków i morderstw najbardziej zagorzałych piratów” opisuje pirata jako jednookiego, wiecznie pijanego mężczyznę z drewnianą nogą, hakiem zamiast ręki oraz papugą na ramieniu. Stereotyp ten, w tym wypadku kształtowała pisarska fantazja 3, ale zdarzały się próby rzetelnego opisu tego zjawiska. Były one jednak niezmiernie rzadkie i jednostronne, gdyż pisały je osoby wrogo nastawione do piractwa. Byli to przeważnie urzędnicy sądowi lub kolonialni. Jednak wśród samych rzezimieszków zdarzały się osoby piszące pamiętniki, które są współcześnie nieocenionym źródłem wiedzy o życiu rabusiów. Ex-piratem, spisującym swe dzieje był wspomniany już John Esquemeling[23]. Materiałem podsuwającym wyobrażenia o wyglądzie piratów są XVII-sto i XVIII-sto wieczne ryciny na których uwidaczniano głównie przywódców morskich rabusiów. 4. Wiadomo, że kobiety, które zostawały piratkami, nie tylko przyjmowały męski strój, ale także męski sposób bycia.
W VIII – XI w. plagą mórz Bałtyckiego i Północnego byli Wikingowie. Słowo wiking oznacza w języku staro-nordyckim „piractwo”, choć Tadeusz Manteuffel podaje inną etymologie, mówiąc o sformułowaniu to wiking, które oznacza - „na zabój”[24]. Wikingowie napadali na lądy, głównie latem i wiosną, kiedy warunki atmosferyczne były sprzyjające. Zazwyczaj nie atakowali statków. Posługiwali się przy tym szybkimi, zwrotnymi łodziami, mieszczącymi 40 - 60 ludzi, zwanymi drakkarami lub snekkarami[25]. Łodzie te, do dziś wzbudzają zachwyt wśród szkutników z powodu ich lekkości oraz idealni opływowego kształtu, który umożliwiał natychmiastowe przemieszczanie się z miejsca w miejsce. Ponad to łodzie te były zdobione misternymi rzeźbami, ukazującymi wyjątkowy kunszt snycerski 5. Wikingowie używali do nawigacji prostego patyka mierzącego trzy stopy, który dzięki odpowiednim nacięciom pozwalał orientować się w położeniu na morzu. Pomocna w tym była także obserwacja Gwiazdy Polarnej[26], czyli „Przewodniej” jak mówili Normanowie. Pogromy które urządzali,  powodowały tak potworny przestrach wśród ludności, iż traktowano je na równi z atakami niewiernych i plagami pomorów jakie wówczas nawiedzały Europę. Najlepiej odzwierciedlają to słowa litanii: A furore normanorum libera nos Domine (Od wściekłości Normanów uwolnij nas Panie) [27]. Normańska ekspansja doprowadziła w X w. do zajęcia części Wysp Brytyjskich, Islandii i Grenlandii. W I połowie XI w. za sprawą panowania Kanuta Wielkiego, powstało potężne imperium morskie. Władca, wprowadził jednak reformy społeczno – gospodarcze, kładące kres pirackim wyprawom swoich poddanych. Wikingowie posiadali kodeks praw, dotyczących między innymi podziału łupów, przy którym oszustwo było surowo karane. Dezercję, bądź zdradę karano śmiercią.
Po wygaśnięciu rozbójniczej działalności Wikingów na wodach Bałtyku, nowym zagrożeniem stali się piraci słowiańscy – rugijscy, pomorscy i inni, którzy swym okrucieństwem dorównywali Normanom. W średniowieczu piractwo pojawiało się tam, gdzie znajdowały się główne morskie szlaki handlowe: na Morzu Bałtyckim i Północnym, a także na kanale La Manche. Nierzadko piractwem parali się kupcy. W średniowieczu rabunek traktowany był jako jedna z form konkurencji handlowej i wymiany towarowej. Hanza (1241 r.) instytucja założona między innymi po to, aby zwalczać piractwo, nie umiejąc ochronić się przed plagą korupcji, sama szybko stała się jego ośrodkiem[28].
Potężną organizacją piracką, powstałą na przełomie XIII i XIV w. byli Witalijczycy[29]. Nazywali oni siebie „Przyjaciółmi Boga i Wrogami Świata”. Ich nazwa wywodzi się od niemieckiego słowa Vitalienbruder i oznacza „Bractwo Żywicieli”. Nazwa ta została nadana owym piratom przez wzgląd na to, iż podczas oblężenia Sztokholmu przez Duńczyków, przy pomocy różnych forteli piraci dostarczali miastu pożywienie. Organizacja ta trwała od 1388 – 1398 r.[30] Siedzibą piratów witalijskich była Gotlandia, a przewodził im utalentowany wódz Klaus Stoertebecker[31]. W większości byli to handlarze, ale zdarzali się wśród nich także zwykli plebejusze. Narodowości, które wchodziły w skład tej organizacji to m. in. Niemcy, Duńczycy, Szwedzi, Kaszubi, Pomorzanie, a także Polacy. Gotlandzcy piraci trzymali w swych szeregach ostrą dyscyplinę, nawiązującym tym do tradycji piratów bałtyckich i Wikingów. Większość odstępstw od panujących norm było karanych śmiercią. Ludność miast lub wsi, niedaleko których przebywali Witalijczycy musiała płacić haracze, po to aby uniknąć grabieży na większą skalę. Owi piraci wykazywali się szczególnym okrucieństwem i brawurą. Ich plebejskie pochodzenie i głoszone hasła powszechnej równości, przysparzały im przyjaciół wśród ubogiej warstwy społeczeństwa. Niekiedy jednak zdarzał się, że zostawali kondotierami, czyli najemnikami pracującymi dla opłacających ich działalność miast lub władców. Najczęściej werbowały ich do pracy miasta hanzeatyckie, co powodowało, że piractwo w Średniowieczu było plagą trudną do wyplenienia.
Innym siedliskiem piratów, w Europie, w XIV w. były Wyspy Brytyjskie. Piraci z Albionu atakowali głównie okręty handlowe, pokonujące kanał La Manche. Piractwo brytyjskie, charakteryzowały silne związki z angielską magnaterią, co uniemożliwiało jego likwidacje. O morski rozbój posądzano tam nawet urzędników państwowych. Wiadomo, że do pirackiej braci przystąpił, znudzony uczelnianym życiem, student Oxfordu, Henry Mainwaring. Został on za swoje wyczyny pod piracką banderą, hojnie obdarowany przez Jakuba I. Mianowano go członkiem parlamentu angielskiego, a następnie ożenił się z arystokratką. Pomimo dużej popularności jaką w Anglii cieszyło się piractwo, pod koniec Średniowiecza zaczęło ono zanikać. Powodem tego był rozwój ogromnych armad, służących do zwalczania morskiego rozboju, a także przemiany gospodarcze, ukierunkowane na bardziej cywilizowany handel. Jednak to odkrycie Ameryki przeniosło punkt ciężkości pirackich ataków z Europy w stronę „Nowego Świata”.
Wieki XVI i XVII, to rozkwit amerykańskiego piractwa. Głównym obszarem ataków rabusiów, były wody Morza Karaibskiego oraz archipelag Wysp Antylskich. Piractwo karaibskie charakteryzowało się dwupostaciowością. Po pierwsze, proceder ten jedynie wypadkową wojen toczonych o obszary „Nowego Świata”, pomiędzy mocarstwami kolonialnym. Znamienny był dla tych walk mariaż piractwa i korsarstwa. Chodzi tu o to, że w zależności od  potrzeb, walczące strony na przemian, stawały się albo piratami, albo kaprami. Oczywiście, uzależnione było to od tego, kto z kim walczył. Ta sytuacja, w dalszej perspektywie czasowej, zaowocowała trudnościami w odróżnianiu tych dwóch pojęć[32]. Drugim typem karaibskiego piractwa było podobne do średniowiecznego, połączone z handlem, przybrzeżne rozbójnictwo morskie. Rajem karaibskich piratów była wyspa Port Royal, zwana „Babilonem piratów”. Stanowiła rynek zbytu zrabowanych towarów, które były chętnie kupowane przez tubylców, ze względu na swą niską cenę. Statkami, którymi najchętniej posługiwali się karaibscy bukanierzy, były brygantyny. To okręty będące skrzyżowaniem indiańskiej łodzi z europejskim żaglowcem. Używano także, mających po kilka pięter żagli brygów, szkunerów i fregat. Podobnie pomysłowość piratów w zakresie nowatorskiego wykorzystywania pospolitej broni, nie znała granic. Bukanierzy jako pierwsi w walkach na niedużą odległość, zaczęli wyrzucać ręcznie pociski, przeznaczone do wystrzeliwania z dział. Był to prototyp granatu ręcznego. Podobnie jest z muszkietami,  które wówczas przymocowywano do burt, które obecnie mogą wywoływać skojarzenia ze współczesnymi karabinami maszynowymi. Z czasem piractwo ostro tępione przez mocarstwa kolonialne, przeniosło się w inne rejony świata, a część piratów zasymilowała się z nowymi społecznościami kolonialnymi.
Piractwo rozwijało się także na Dalekim Wschodzie, gdzie parali się nim  głównie Chińczycy. W Chinach, siłą napędową rozwoju piractwa, były wewnętrzne i zewnętrzne konflikty państwowe oraz podobnie jak w Europie handel, gdyż statki kupieckie były cennym łupem dla każdego pirata. Począwszy od VIII w. rozboje rzeczny i morski związane były z transportem wodnym, który był w Chinach podstawowym środkiem przemieszczania się na odległe dystanse. Tamtejsi piraci posiadali ogromne flotylle, liczące do kilkuset statków. Metody jakie stosowali, były szczególnie potępiane przez europejskich władców. Były to przede wszystkim różnego rodzaju fortele polegające  na przykład na tym, że piraci przebierali się za pasażerów okrętów, które wypływały z portów, po czym znajdując się na pełnym morzu, wyciągali broń i terroryzowali załogę. Innym rodzajem zasadzki było zaimprowizowanie katastrofy morskiej. Gdy ratownicy podpływali do rabusiów, aby udzielić im pomocy, wówczas ci atakowali ich brutalnie.
Pod koniec XIX w. ilość ataków w obrębie wód Europy i Stanów Zjednoczonych zaczęła maleć. Spowodowane było to antypiracką działalnością władz państw kolonialnych, która polegała na bezlitosnym, fizycznym unicestwianiu hord morskich rabusiów. Pirackie ataki w XIX w. zdarzały się natomiast w obrębie tradycyjnych rejonów występowania tego zjawiska, tzn. na Morzu Karaibskim, Morzu Czerwonym, morzach Dalekiego Wschodu i Oceanie Indyjskim.
Narody afrykańskie i azjatyckie, wspólnymi siłami zwalczały imperializm kolonialny. Walki te stanowiły przynętę dla piratów amerykańskich i europejskich, ale nie były jedynym powodem dla którego rozbójnictwo morskie przeniosło się w rejony Oceanu Indyjskiego, Morza Azji Południowo-Wschodniej i Dalekiego Wschodu. Przyczynami tego stanu rzeczy były także pobudzające wyobraźnię opowieści o niewyobrażalnych bogactwach, jakie miały znajdować się w tamtych zakątkach świata. W początkach XIX w. piractwo rozprzestrzenione na wodach Zatoki Perskiej, spowodowało prawie całkowity zanik handlu i żeglugi w tamtym obszarze. Jednak w styczniu 1820 r. po długich walkach, pomiędzy rządem brytyjskim a plemionami arabskimi, został podpisany traktat General Treaty, który zniósł prawie całkowicie piractwo w Zatoce Perskiej, tym samym kończąc piracką epopeję na całym świecie na ponad sto lat.
Piractwo - jeden z najstarszych, budzących grozę i podziw przestępczych procederów w historii. Wiedza o nim pochodzi ze źródeł pisanych. Najstarszy napis,  w którym mowa o piratach pochodzi z III w. p. n. e. Ten wiek jest również momentem rozdziału między piractwem a regularną wojną. Na określenie rabusiów używano zamiennie słów: lejstes i pejrates. Ogólnym terminem przysługującym piratom morskim było słowo katapontineses. Ale w stosunku do morskich rabusiów także używano lejstes i pejrates. W dobie języka łacińskiego, morskich rozbójników określano praedo lub pirata, a grabieżcze czynności jakim się poddawali – latrocinium.
Piraci wytępieni prawie przez Rzymian, na nowo zajęli akwen Morza Śródziemnego w Średniowieczu. Epoka ta także przyniosła narodziny piractwa na morzach Bałtyckim i Północnym, w którym prym wiedli Normanowie.
Wieki XIII-XIV to „złoty okres” dla piratów z Gotlandii, skupiających ludzi z różnych narodowości europejskich. XIV w. to także rozkwit piractwa angielskiego. Odkrycie Ameryki w wieku XVI spowodowało odpływ najbardziej konfliktowego i aspołecznego elementu z Europy, by w efekcie piractwo tam rozwinęło swe skrzydła.
Wieki XVI – XVII to czas przeniesienia punktu ciężkości pirackich napadów z Europy do Ameryki. Wiek XVIII to czas wzmożonych działań państw kolonialnych przeciwko piractwu. Potężne, niszczycielskie armady, skutecznie tępiły morski rozbój na wodach Europy i Ameryki. Wiek XIX kończy piracka epopeję na Starym Kontynencie na prawie sto lat. Dalszą linię rozwojową piractwa stanowiły incydentalne ataki na Morzu Karaibskim i na Dalekim Wschodzie, gdzie parali się nim głównie Chińczycy.
Jedną z inspiracji dla których ludzie decydowali się na morski rozbój, był materialny aspekt łupieskich wypraw. Niezliczone bogactwa oraz krążące o nich opowieści zachęcały ubogich do pirackiego rozboju. Wkład w to miał także  romantyczny wizerunek - nieokiełznanego, odważnego buntownika przeciwko systemowi społecznemu, który hamował wszelką inicjatywę i odbierał obywatelowi wolność, skazując go na niewolnicze życie w okowach konwenansów. Jednak wydaje się, że to najbardziej nieskrepowane poczucie wolności zachęcało ludzi do piractwa. Niektórymi z piratów kierowały pobudki tego typu, co uzyskiwane dzięki spektakularnym wyprawom prestiż i wysoka pozycja społeczna, w szczególności w Antyku, a także wzmożony poziom adrenaliny, powodowany życiem w nieustannym zagrożeniu.
Czynnikami sprzyjającym piractwu były: warunki charakterystyczne dla poszczególnych akwenów, w szczególności na Morzu Śródziemnym, na którym łatwo można było się zakotwiczyć, pozostając niezauważonym pośród sieci wysepek. Morskiej grabieży sprzyjały także wojny, czego przykładem jest konflikt pomiędzy Islamem a Chrześcijaństwem, który doprowadził do regresu rozbójnictwa wodnego na Morzu Śródziemnym. Zazwyczaj chaos i anarchia w panujące w państwie, były wspaniałymi okazjami do buntów i rewolt społecznych, co miało swoje odbicie we wzmożonej eskalacji tego rodzaju rozboju. Sprzymierzeńcem pirackiego procederu był ograniczony z pewnością zasięg władz kolonialnych, którego jurysdykcja nie obejmowała niektórych nowo podbitych obszarów, czyniąc je tym samym obszarami względnie bezpiecznymi dla łotrów.
Morskimi rabusiami bywali ludzie pochodzący z odmiennych stanów. Wśród pirackiej braci znajduje się bowiem: niewolników, chłopów, rzemieślników, kupców, kaznodziei oraz żaków. Ani pochodzenie, ani kolor skóry nie przeszkadzały w tym rozboju. Na jednym statku mogli się znaleźć dystyngowany kupiec jak i niewolnik. W uprawianiu morskiego rozboju nie przeszkadzały także ani płeć ani orientacja seksualna. Najsłynniejszymi piratkami były Anna Bony, Mary Read. W historii piractwa swa kartę zapisał homoseksualista, którym był kapitan Bartholomew Roberts. Najbardziej znanym piratem – kaznodzieją był mnich Caraccioli, który utonął podczas sztormu, wraz z łupem. W historii piractwa zapisał się także student z Oxfordu Henry Mainwaring. Za swą odwagę i waleczność na pirackiej łajbie został mianowany przez Jakuba I admirałem floty angielskiej i w nagrodę poślubił piękną arystokratkę. Najkrwawszymi narodem, który parał się piractwem byli Normanowie. Sama ich nazwa budziła grozę wśród ludności zamieszkującej tereny przybrzeżne Północnej Europy, gdyż Wikingowie w swych barbarzyńskich metodach przewyższali nawet potworności tortur stosowanych przez władców ówczesnej Europy.
Na zbójeckiej łajbie panowały zasady braterstwa i solidarność. Byłych niewolników przyjmowano do pirackiej zgrai, pomimo, iż charakteryzowała ich różnorodność religijna i rasowa. Morscy rozbójnicy pomimo swoich anarchistycznych zapędów i samowoli posiadali kodeks praw i zasad, którymi trzeba było się kierować. Przykładem jest choćby kodeks wspomnianego już kapitana Rogersa. Część ludności plebejskiej sprzyjała piratom, jednak gdy poprzez swe okrucieństwo zostali okryci złą sławą, zaczęto traktować ich na równi z pomorami. W szczególności dotyczyło to Wikingów, którzy nie znali litości dla swych ofiar.
Metody działań morskich rabusiów były zróżnicowane. Jeśli atakowano miasta, często używano forteli przebierając się za mieszkańców lub zwykłych żeglarzy i pod pozorem zaczerpnięcia wody lub odwiedzin tawern, wkradano się do na ich tereny, po czym atakowano tamtejszą ludność. Napadów dokonywano też spoza miasta. Chińscy piraci często symulowali wypadek, a następnie obrabowywali podpływających do nich ratowników. Nierzadko też mieszali się z tłumem wkraczającym na okręt, po to aby na pełnym morzu, przy użyciu broni, sterroryzować załogę i zabrać kosztowności od pasażerów. Atak statku na statek wyglądał w ten sposób, że podpływano do siebie na odległość pozwalająca na skuteczne użycie dział. Wówczas dokonywano abordażu i dochodziło do walki wręcz pomiędzy załogami statków. Piraci używali w nowatorski sposób tradycyjnych rodzajów broni czyli muszkietów, kordelasów i pocisków armatnich. W większości wypadków zmieniali tylko sposób ich użytkowania. Na przykład kule armatnie wyrzucano ręcznie, jak współczesne granaty, a muszkiety przymocowywano do burt i strzelano z nich jak z karabinów maszynowych.
Morskich rozbójników karano przeważnie śmiercią przez powieszenie, a ich ciała wystawiano przy bramach miast na widok publiczny, ku przestrodze dla ich ewentualnych następców. Niekiedy skazywano ich dożywotnio na galery albo więzienie. Resocjalizacja w przypadku piratów nie była przewidywana.
Z morskimi rabusiami zazwyczaj walczyli władcy lub możni tego świata. Biedota nie mogła się skutecznie przed nimi bronić, choćby z powodu braku profesjonalnej broni. Do walki z piractwem używano potężnych, dobrze zorganizowanych flotyll. Armady te tworzyły statki napędzane dzięki żaglom lub sile niewolniczych rąk. Hemiole, tremiole czy brygi, to statki które walczyły z piractwem jak i zarówno mu służyły, gdyż były wykorzystywane zarówno przez stróżów prawa, ale też i przez morskich rozbójników. Technika w tym przypadku działała na korzyść obu zwalczających się stron.

2.1. Współcześni piraci morscy.

Pod koniec XIX w. piractwo morskie w swej klasycznej postaci, rozumianej jako działalność w prywatnym interesie, przestało prawie istnieć. W XX w. odnotowywano sporadyczne przypadki ataków w rejonach najbardziej znanych z morskiego rozbójnictwa, czyli na Morzu Karaibskim i morzach chińskich. Wskaźnik pirackich napadów zaczął jednak rosnąć pod koniec wieku.
W pierwszych trzech dziesięcioleciach XX[33] wieku pojawił się typ piractwa najbardziej zbrodniczego i krwawego, które nazywano piractwem państwowym. Było ono nastawione na osiągnie celów politycznych wszelkimi dostępnymi metodami, także niehumanitarnymi. Swą niszczycielską siłę ujawniło podczas obydwu wojen światowych. Pojawiające się wówczas nowe rodzaje broni, jawnie łamały międzynarodowe konwencje o dopuszczalnych środkach walki. Szczególny prym wiodły tutaj Japonia, Włochy i Niemcy, które niszczyły bezbronne statki handlowe państw nie biorących udziału w ogólnoświatowych działaniach zbrojnych. W 1940 r. Hitler nakazał torpedować wszystkie okręty pływające w pobliżu wybrzeży nieprzyjacielskich, bez względu na ich status, co powodowało ogromne straty wśród ludności cywilnej. Napady te były przejawem piractwa państwowego gdyż były nastawione na cele polityczne. Ten rodzaj morskiego procederu, poprzez prawne usankcjonowanie aktów przemocy na morzu, przypominał korsarstwo. Władze państwowe wydając odpowiednie rozporządzenia, zezwalały na stosowanie niehumanitarnych metod zwalczania przeciwnika. W przypadku piratów państwowych, zadaniem marynarzy było zatopienie jednostki nieprzyjaciela, a przy tym zgładzenie jak największej liczby obywateli krajów niesprzymierzonych, inaczej jednak niż u korsarzy, których fizyczne niszczenie nieprzyjaciół było drugorzędnym celem, zaś priorytetem wzbogacenie się. Trudno więc mówić o piratach państwowych synonimicznie jako o „rabusiach morskich”, gdyż ich zadaniem nie było grabienie, tylko dokonywanie aktów zbrojnych. Jednak analogie pomiędzy piractwem państwowym, a korsarstwem są wyraźnie dostrzegalne, poprzez uprawomocnienie prowadzonych działań przez legalne władze państwowe.
Podobnie jak dawniej, we współczesnym prawie uznaje się, że akty piractwa mogą być dokonywane jedynie na wodach lub w strefach, gdzie nie sprawują jurysdykcji żadne państwa. Mają one charakter prywatny i kryminalny. Obecnie uznaje się, że statek państwowy nie może być uznany za piracki, chyba, że jego załoga zostanie uprowadzona przez rozbójników, lub działania załogi nabiorą charakteru prywatnego.
Jak już wspomniałam w XX w. piractwo morskie pojawiało się na Karaibach sporadycznie, ale od połowy wieku zaczęło się wzmagać. Powodem tego była nieustabilizowana sytuacja polityczna w tamtej części świata. Dojście do władzy Fidela Castro, spowodowało zamęt na Kubie, którego konsekwencją była seria zamachów na statki sprzymierzonych z tym krajem państw. Ataków dokonywali zazwyczaj kontrrewolucjoniści, sabotując w ten sposób dostawy produktów do komunistycznej Kuby.
Lata 50. XX w. to także odrodzenie piractwa na morzach chińskich. Niechlubnym przykładem tego renesansu jest uprowadzenie polskiego statku „Praca”. Polacy, jako obywatele państwa bloku socjalistycznego, uznani zostali przez morskich złoczyńców za wrogów ich ojczyzny – Tajwanu, który chciał wówczas uwolnić się spod jurysdykcji komunistycznych Chin. Porwanie to było również jednym z przejawów piractwa państwowego, gdyż było zlecone i miało na uwadze przede wszystkim realizowanie celów politycznych. Naturalnie „Praca” została także doszczętnie obrabowana.
W latach 70. piractwo morskie wiązało się głównie z przemytem narkotyków. Od lat 80. XX w. datuje się eskalację światowego piractwa. W roku 1983 zanotowano 12 przypadków piractwa. W latach 1982 - 1991 odnotowano 319 napadów na morzu, przy czym tylko w 1991 roku nastąpiło 91 ataków[34].
Od początku XXI w. w ilości pirackich napadów prym wiodą nadal Daleki Wschód szczególnie Cieśnina Malakka, Afryka Północno-Wschodnia, szczególnie Somalia, a także  wybrzeża Nigerii[35]. Za nimi znajdują się Azja Południowa i Ameryka Południowa (Karaiby, Pacyfik)[36]. Obecnie najbardziej niebezpiecznym rejonem wód na świecie są wybrzeża Somalii. Natomiast najbezpieczniejsze jest Morze Bałtyckie, na którym od XVII wieku piractwo na już się nie odrodziło w swej klasycznej postaci, choć i tam sporadycznie, co jakiś czas zdarzają się napady morskie. Ataki te w latach 70. i 80. były zazwyczaj manifestacją politycznych poglądów i najczęściej kończyły się próbami ucieczki z bloku państw komunistycznych. Przykładem jest uprowadzenie do Szwecji przez zbuntowana załogę okrętu ORP „Żuraw”, w celu uzyskania azylu politycznego. Jednostka powróciła jednak do Polski, a jej kapitanowie, choć nie byli prowodyrami ucieczki, zostali posądzeni o zdradę, a akt którego dokonali uznano za przejaw piractwa. Zażądano dla  nich kary śmierci[37], co nasuwa skojarzenia z dawnym obyczajem karania piratów szubienicą. Ostatecznie wymierzono im kilkunastoletnie wyroki więzienia, a zhańbioną nazwę jednostki zamalowano. Aktami piractwa morskiego były również pod koniec XX w. walki o strefy połowów na Bałtyku. Szczególnie w obrębie Bornholmu rozwinęła się „szara strefa” do której pretensje zgłaszali zarówno Polacy jak i Duńczycy. Kłusownicze odłowy prowadzone na tym morzu były przyczyną wielu zdarzeń z użyciem broni. Jedno z nich miało miejsce w 1998 r.[38]. Polskie straże przybrzeżne, w celu przepędzenia rabusiów wystrzeliły kilka strzałów ostrzegawczych w stronę litewskiego kutra, który prowadził nielegalny odłów na polskich wodach. W 2002 r. zanotowano także kilka grabieżczych incydentów w pobliżu Helu oraz Zalewu Wiślanego, gdzie byli radzieccy marynarze okradali załogi kutrów oraz jachty[39].
Piractwo w Somalii ma głównie podłoże materialne. Od 1991 roku, czyli od momentu upadku dyktatorskich rządów Siada Barre, Somalia pogrąża się od wojnie domowej. W 2009 r. kraj ten zajął pierwsze miejsce wśród państw o najniższym standardzie życia[40]. Próby scentralizowania władzy państwowej zaowocowały utworzeniem rządu na południu tego kraju, jednak jego zachodnia część zajęta przez islamistów, utrudnia jakiekolwiek konstruktywne działania zmierzające do przywróceniu tam porządku. Wojna domowa oraz klęski żywiołowe spowodowały ogromne wyniszczenia, poprzez które Somalia jest skazana na pomoc humanitarną. Brak stabilnego rządu skutkuje chaosem w strukturach państwa, co między innymi oznacza nieskuteczność lub całkowity brak organów ścigania. W  przypadku tego kraju niestabilność rządu oznacza brak straży przybrzeżnej, która miałaby chronić rybaków przed zapędami kłusowników. Jak podaje Marta Zaraska powołując się na dane ONZ, nielegalny odłów ryb kosztuje Somalię 300 mld dolarów rocznie[41]. W 2006 r., w roku utworzenia Najwyższej Rady Trybunałów Islamskich, liczba ataków morskich rabusiów w państwie somalijskim znacznie spadła, co potwierdziło, że aby skutecznie przeciwdziałać napadom rabunkowym, potrzebna jest stabilna władza w państwie.  
Brak stałego rządu oraz klęski żywiołowe powodują chaos w strukturach państwowych Somalii, która w następstwie nie może się wywiązywać z obowiązku zabezpieczenia podstaw bytu swoim obywatelom. Rybacy, którzy utracili swoje dotychczasowe zajęcie z powodu kłusownictwa i odłowów prowadzonych przez obce państwa, znaleźli inną formę zarobkowania. Jak pisze Marta Zaraska: bezrobotni rybacy zaczęli szukać innych zajęć i odkryli piractwo[42]. Początkowe ograbianie okrętów pływających pod obcymi banderami było zemstą za rabunkowe odłowy ryb. Słaba reakcja ze strony władz, aby zapobiegać podobnym zdarzeniom, spowodowały poczucie bezkarności wśród rybaków, którzy zauważyli w piractwie nadzieję na lepszy byt. W efekcie tego nastąpiła niebywała eskalacja tego procederu. Arne Perras pisze, cytując Abdirashida, jednego z piratów, z którym przeprowadzał wywiad: byliśmy zwykłymi rybakami i widzieliśmy zagraniczne floty, które łowiły rabunkowo (…) ogarniała nas złość[43]. Pokrótce rozwój somalijskiego piractwa wyglądał w ten sposób: na początku jeden rybak napadał na innego z nożem w ręku, żeby wykraść mu połów lub statek. Ci bardziej zaradni, zamiast wydać wszystkie zdobyte pieniądze, zainwestowali w rosyjskie AK- 47, granatniki. I zaczęli atakować statki należące do innych afrykańskich państw[44]. Nietrudno się domyślić, że piraci zaczęli następnie atakować statki obcych państw wiozące cenne towary, a rozzuchwaleni bezkarnością napadali coraz dalej od brzegu, na coraz większe jednostki. Łupem rabusiów padają miliony dolarów. Są to koszty skradzionych statków, rozkradzionego ładunku i wypłaconych ubezpieczeń.
Trudno stwierdzić czy romantyczny etos pirata, mający swe źródło w cywilizacji helleńskiej, wpływa na postawy moralne piratów z Somalii. Co prawda wzorce postępowania gloryfikujące odwagę i nieustraszoność w boju, kultywowane między innymi przez Hollywood i dystrybuowane przy pomocy telewizji we wszystkich zakątkach świata, mogły trafić drogą satelitarną do somalijskiego rabusia morskiego, ale czy ten je zrozumiał, skoro wywodzi się z innego kręgu cywilizacyjnego? Najprawdopodobniej w przypadku piratów afrykańskich i azjatyckich, chodzi o zdobycie jak największej ilości dóbr materialnych, które można spieniężyć. Co niekoniecznie jest wyrazem hedonistycznego materializmu, gdyż w społeczeństwach patriarchalnych, wytworzonych w kulturach afrykańskiej i azjatyckiej, gdzie związki rodzinne są w wielkim stopniu sformalizowane, przekazanie części zdobytych pieniędzy rodzinie lub członkom wioski z której wywodzi się pirat, jest niejako przymusem i stanowi rodzaj odkupienia za sam fakt urodzenia się w danym miejscu. Za pieniądze rodzina daje ochronę piratowi gdy ten znajduje się w ewentualnych opałach:  Jeśli nie zapłacisz, nawet twoja rodzina nie będzie chciała cię chronić[45]. Rodzina gwarantuje piratowi w tym przypadku taka samą „opiekę”, jak niegdyś, po podziale zdobyczami, władcy zapewniali swoim kaprom. Do tego aby podzielić się łupem z rodziną, sąsiadami i zleceniodawcą potrzeba zapewne wysokich „zarobków”, które w przypadku udanego ataku na frachtowiec czy kontenerowiec są prawie pewne. Arne Perras mówi: Złupionymi milionami piraci wspomagają bliźnich i dalszych krewnych oraz sojuszników[46].
W wielu przypadkach, prestiżowa pozycja w rodzinie i wśród reszty społeczeństwa, rośnie wraz z bogactwem zdobywanym dzięki morskiej grabieży, co przez wspólną motywację upodabnia somalijskie rozbójnictwo morskie do piractwa antycznego. Somalijscy piraci wracają do domów jak Odys do Itaki po brawurowych akcjach grabieżczych na morzu - jako bohaterzy, w pełni glorii. Ich popularność wynika nie tylko ze strachu, który budzą, ale także z podziwu[47].
Tak jak w antyku, średniowieczu i czasach nowożytnych piraci zakładają swe gniazda w sprzyjających rozbojowi rejonach świata. Naturalne warunki panujące na poszczególnych akwenach są czynnikami ułatwiającymi morską przestępczość. Dlatego piraci na miejsca ataków nadal wybierają najczęściej cieśniny i zatoki. Dają im one łatwy dostęp do portów i możliwość szybkiego ukrycia się. Przykładem jest Cieśnina Malakka oddzielająca Sumatrę od Półwyspu Malajskiego. Na to barwne królestwo składają się setki rzek uchodzących do cieśniny, porośnięte namorzynami bagniste brzegi oraz fantastyczna konstelacja maleńkich wysp, raf i mielizn[48]. To naturalne ukształtowanie terenu tworzy doskonałe miejsca na kryjówki dla pirackich band.  Ponad to cieśnina leży pomiędzy dwoma zwaśnionymi państwami Malezją i Indonezją, co dodatkowo sprzyja szerzeniu się piractwa. Przez Cieśninę Malakka przechodzi piąta część ładunków morskich, a co roku przepływa tamtędy ok. 50 000 statków[49]. Ogromne zagęszczenie potencjalnych obiektów ataku stanowi nieodpartą pokusę dla rabusiów wodnych, którzy upodobali sobie ten rejon.
Piratami są najczęściej ubodzy, bezrobotni, młodzi mężczyźni. Przeważnie są to rybacy, którzy utracili pracę, lub ich dzieci, które odkryły alternatywną metodę zarobkowania niż łowienie ryb. W Somalii procederem tym zajmuje się ok. tysiąca osób i to są często bardzo młodzi ludzie, mający po 15 - 20 lat[50]. Piratów dzieli się na trzy grupy[51]: byłych rybaków, znających morze i sztukę nawigacji, ex - bojowników zaprawionych w walce oraz ekspertów od najnowocześniejszych zbrojnych machin, w które pomagają swoim zleceniodawcom zaopatrywać pozostałe dwie grupy rozbójników. Większość współczesnych piratów to wyznawcy Mahometa, gdyż proceder ten ówcześnie najbardziej rozprzestrzenił się w krajach muzułmańskich. Co zapewne nie jest spowodowane imperatywami wyznaczonymi przez Koran, a jedynie biedą panująca w tych rejonach świata. Działania morskich opryszków nie są w pełni aprobowane przez islamskich przywódców religijnych, co hamuje nieco ich apetyt. Nie dziwi jednak fakt, że islamiści dokonują grabieży na morzu, skoro w Europie piratami bywali wierni wyznawcy religii chrześcijańskiej. Rabusie nierzadko mają na utrzymaniu kilka żon oraz stadko dzieci. Są ubodzy i prości, jak pisał Ryszard Socha: swe żądania wyrażali szturchnięciem lufa. Mieli kłopoty z (…) otwieraniem drzwi przy użyciu klamek[52]. Tak jak niegdyś piraci mieli swoje „Eldorado”, którym był Port Royal na Jamajce, tak dziś „Babilonem piratów” jest region północno-wschodniej Somalii zwany Puntlandem. Jedna z jego dzielnic Puntlandu - Bossaso zajmowana jest całkowicie przez bandytów i ich rodziny. W Azji Południowo – Wschodniej rabusiami morskimi są: rybacy, bezrobotni marynarze lub żołnierze zwolnieni ze służby, tak jak w przypadku piratów napadających na turystów w okolicach Helu. Ci piraci są to byłymi marynarzami Floty Radzieckiej i działają zarówno po stronie polskiej jak i rosyjskiej. We współczesnym piractwie pojawiają się także kobiety. Jednak odwrotnie niż Anna Boney i Mary Read, pozostały one anonimowe, a incydent którego były autorkami zdecydowanie nie przypomina okrutnych napadów europejskich piratek. Otóż pewnego dnia podczas rejsu, na pokład statku którym podróżował Henryk Mąka, autor opisu tego wydarzenia, wdarła się grupa rozwrzeszczanych kobiet murzyńskich[53]. Sterroryzowawszy załogę okrętu banda rozbójniczek zabrała bielizną pościelową i obrusy. Zwykło się mówić o czterech pirackich gangach grasujących w Somalii: Nacjonalistyczna Straż Przybrzeżna - zajmująca się przechwytywaniem kutrów rybackich oraz mniejszych jednostek powracających z połowów, The Marka Group - grasująca w rejonie miasta Marka, The Puntland Group – składającą się z rodowitych rybaków, działająca w obrębie Puntlandu, The Somali Marines – najlepiej zorganizowana, zhierarchizowana grupa, posiadająca bogatą siatkę wpływów[54]. Ta ostatnia grupa zorganizowana jest wedle wojskowych wzorów z kwestorem, wiceadmirałem i admirałem na czele.
Na jednego rabusia przypada ok. pięć wypraw w roku[55], ich zarobki obrazuje przykład statku „Sirus Star”, który w chwili uprowadzenia przewoził 2 mln ton ropy o wartości 100 mln dol.[56], a na przykład za uwolnienie greckiego statku „Ariana” bandyci dostali 3,5 mln dol.[57]. Piraci w różnych rejonach świata, zainteresowani są zróżnicowanymi towarami. Na Dalekim Wschodzie, atakują nie tylko obiekty pływające po morzu, chętnie napadają  na obiekty stacjonarne, takie jak platformy wiertnicze. Doprowadzają do tego, że ogromne koncerny naftowe takie jak Shell, Esso, British Pertoleum[58] i inne, wypłacają  im ogromne okupy. W rejonie Azji rabusie atakują przybrzeżne wioski, osady i miasteczka, które stają się później się ich bazami wypadowymi. Z mieszkańcami tych miejscowości, dochodzi do częściowej asymilacji, na co ułatwiają wypłacane haracze. Napadają na kopalnie, plantacje kakaowe i palmowe oraz na robotników pracujących przy wyrębie lasów. Nie gardzą też atakami na łodzie rybackie, wykradając z nich połowy. Piraci którzy napadają na miasta doszczętnie ograbiają znajdujące się w nich sklepy, co bogatsze domy, kasy spółdzielcze, banki i urzędy pocztowe, a dla okupu biorą ludzi. Kradną także paliwo do silników motorówek którymi się przemieszczają. W niektórych rejonach mórz (Lagos)[59] piraci zainteresowani są drobniejszymi przedmiotami, takimi jak: zegarki, komputery, aparaty fotograficzne, odzież i tkaniny, kosmetyki, spirytualia oraz tytoń. Przy wszystkich napadach celem jest kapitańska kabina, w której znajduje się sejf. Stamtąd wykradają gotówkę. Rabusie ponad to zabierają załodze wszystko co wpadnie im w ręce: obrączki, radioodbiorniki, budziki, garnitury, a nawet buty i kapcie. Rabowane towary sprzedawane są za pośrednictwem paserów w głębi lądu. Piraci napadający na turystów w rejonie Helu oraz Zalewu Wiślanego[60] rabują najchętniej pieniądze, telefony komórkowe i wyposażenie statków.
Szefem piratów jest zazwyczaj udzielny kacyk lub popularny biznesmen. Jak pisze Marek Karolkiewicz: pirackich dowódców widziano w roli szacownych biznesmenów, rozdających wizytówki, pokazujących pliki kart kredytowych[61]. Współczesny „dowódca” pirackiej hordy, nie bierze czynnego udziału w napadach i „swoimi” rabusiami dowodzi „zza biurka”. Rabusie zapewne najczęściej nie wiedzą nawet jak wygląda ich zleceniodawca. O tym kto zostanie „kapitanem” piratów, nie decydują jak dawniej waleczność i odwaga, którymi można było się wykazać podczas walk wprost, lecz zasobność konta bankowego i znajomości. Dzięki układom z lokalnymi władzami, piraci są praktycznie bezkarni. Arne Perras zauważa, że piraci - dowódcy: to bogaci biznesmeni, którzy inwestują w ten proceder (…) somalijski kapitał szuka lukratywnych inwestycji, zaś piractwo jest jedną z nich[62]. Na samych tylko okupach za ludzi, co rok rabusie zarabiają 50 – 150 mln dol., szczególne upodobanie ma do tego procederu  mają piraci somalijscy.
Przekazywanie okupu zazwyczaj dokonuje się poprzez zrzucenie z samolotu na pokład porwanego statku worków z pieniędzmi. Rzadziej zdarzają się przelewy na konta bankowe lub dostarczania ich motorówką. Piraci oprócz tego, że są zarządzani przez kogoś z „góry”, mają także swoich rzeczników prasowych i tworzą dobrze zorganizowane struktury. XXI-sto wieczni piraci posługują się najbardziej nowoczesnymi wynalazkami spośród dotychczas istniejących zbrojnych machin. „Kapitanowie” pirackich band dostarczają swym podopiecznym szybkich łodzi, systemów GPS, telefonów satelitarnych, poza tym zapewniają im najnowocześniejszą broń, którą poszczyciłoby się niejedno wojsko. W ich inwentarzu znajdują się między innymi: osiągające niesłychane prędkości łodzie motorowe, karabiny maszynowe, kałasznikowy, granatniki przeciwpancerne, wyrzutnie min i rakiet, buty dzięki którym można chodzić po burtach i po ścianach. Posiadają nawet samoloty dzięki którym wypatrują swoich ofiar z powietrza. Współcześni piraci nie tyle co w nowatorski sposób wykorzystują broń, jak czynili to ich protoplaści, ale dbają o to aby zbrojne machiny, których używają były jak najbardziej nowoczesne i skuteczne w walce ze stróżami prawa. Pomimo nowoczesnej broni, którą mają w posiadaniu, nie gardzą także tradycyjnymi narzędziami pirackiego rzemiosła, takimi jak: noże, pałki i maczety.
Inwazyjny charakter pirackich napadów nie zmienił się od wieków niewiele i nadal stanowi akt przemocy i okrucieństwa. Złoczyńcy najczęściej atakują nocą lub wczesnym rankiem (60%)[63] ale zdarzają się także brawurowe akcje przeprowadzane w ciągu dnia. Świadczą one o dysfunkcyjności prawa, bezradności oraz inercji straż przybrzeżnych oraz stanowią zachęcający przykład bezkarności dla innych piratów. Na pirackie najbardziej narażone ataki są statki o niskich burtach i z nieliczną załogą.  Rabusie podpływają do statku niewielkimi łodziami i przy pomocy zarzuconych lin z hakami wspinają się na pokład, następnie wspina się na niego jako pierwszy tak zwany „skoczek”. Człowiek ten wykonuje najniebezpieczniejszą robotę, dlatego jest najlepiej opłacany spośród piratów i oprócz wydzielonej, należnej części łupu, dostaje także premię w wysokości 120 tyś. dol.[64]. Za nim wspinają się następni rabusie. Jest to tak zwany abordaż. Zazwyczaj pada wówczas strzał ostrzegawczy. Ten sposób demonstrowania siły znany jest od wieków. W rzadkich przypadkach piraci od razu ostrzeliwują załogę z broni palnej. Niekiedy zabijają kapitana lub pierwszego napotkanego marynarza, aby wzbudzić strach  i posłuch wśród reszty zakładników. W ataku bierze udział za zwyczaj od kilku do kilkunastu rabusiów. Marta Zaraska podaje liczbę 8 – 15 ludzi[65]. Grabieżcy używają statków- matek z których, w razie potrzeby zrzucają do wody łodzie motorowe, na których mogą przemieszczać się nawet 200 mil od swej ruchomej siedziby. Okręt -  matka, nazywany jest niekiedy bazą fantomem albo statkiem - widmo, z racji wcześniejszego uprowadzenia i  zalegalizowania pod obcą banderą. Taki przypadek miał miejsce między wyspami Mindano a Cebu, kiedy uzbrojona banda rabusiów skradła statek „Isla Luzon”, a następnie zarejestrowała go w Pusanie pod nazwą „Nigiel”[66]. Okręt rozpoznano podczas remontu i zwrócono prawowitemu właścicielowi.
Napastnicy wysmarowują ciała tłuszczem, żeby podczas pościgu wyślizgnąć się z rąk marynarzom. Aby uniemożliwić rozpoznanie wymalowują twarze farbami. Nadal wśród morskich rabusiów popularne jest zastawianie forteli. Jak pisze Jacek Machowski: mogą udawać tylko rybaków, bo kiedy upatrzą sobie ofiarę, natychmiast wyciągają z zakamarków broń i szybko atakują[67]. Równie skuteczną pułapkę opisuje anonimowy autor artykułu „Żonie przysłali atlas”: łowiący w pobliżu rybacy poprosili nas o zmianę kursu, gdyż - jak twierdzili - szliśmy w ich sieci. Kiedy spełniliśmy ich prośbę, podpłynęli do nas, pokazując, iż chcą nam wręczyć nam prezent – ogromną rybę. Odmówiliśmy, szykując broń na pokładzie. Płynący kilka dni za nami jacht niemiecki dał się zwieść takim gestom grzeczności tubylców. Został kompletnie ograbiony, a jego załoga ledwo uszła z życiem[68]. Nieodparcie kamuflaż ten przywodzi na myśl, opisywane przez Krzysztofa Mroziewicza fortele zastawiane przez chińskich piratów. Rabusie mają gęstą sieć informatorów w portach którzy donoszą swym przełożonym o przewożonych ładunkach, ilości marynarzy, ewentualnych zabezpieczeniach okrętu, etc. Jednak zdarzają się przypadki kiedy piraci atakują „na oślep”, nie wiedząc do ostatniego momentu kim jest ich przeciwnik. Przykładem jest incydent z 2008 r. który wydarzył się w Zatoce Adeńskiej. Indyjski, wojenny okręt „Tabar”, zostawszy uprzednio zaatakowany, zatopił piracki statek- matkę[69]
Obrona przeciwko morskim rozbójnikom jest utrudniona, ze wzglądu na to, iż okręty handlowe, pasażerskie, etc. nie posiadają zazwyczaj uzbrojenia, choć jest to prawnie dozwolone. Załoga, która jest słabo zintegrowana poprzez swe zróżnicowanie narodowościowe, nie jest w stanie stawić skutecznego oporu piratom. Tym bardziej, że tworzy ją ok. 20 – 24 ludzi[70]. Dawniej statki siłą ognia swych dział, mogły skutecznie odpędzić nieprzyjaciela. Obecnie marynarze do obrony używają głównie węży gaśniczych i armatek przeciwpożarowych, a niekiedy także butelek z piaskiem, którymi rzucają w przeciwników. Armatorzy, których jednostki pływają w rejonach najbardziej zagrożonych piractwem inwestują w specjalistyczny sprzęt pozwalający wykryć i  odstraszyć opryszków. Są to m. in.: noktowizory, radiolokacyjne urządzenia do wykrywania obiektów pływających, ultrasilne reflektory. Pojawiają się mapy z zaznaczonymi miejscami najczęstszych ataków, satelitarne systemy pozwalające na śledzenie przebiegu trasy statku, aby w razie niebezpieczeństwa wszcząć alarm, detektory pozwalające wykryć nadpływające okręty pirackie. Załogi instalują „elektryczne pastuchy” o napięciu 9000 woltów, które otaczają polem elektrycznym całą jednostkę. Techniką stosowaną dla podniesienia poziomu bezpieczeństwa załogi okrętu jest zakotwiczanie w odległości 50 mil od sąsiedniego statku, tak aby marynarze mogli się wzajemnie obserwować. Ponad to zalecane jest pływanie z wojskową eskortą (Cieśnina Malakka), jednak armatorom z powodu dużych kosztów, usługi te nie opłacają się. Innymi przyczynami dla których marynarze atakowanych jednostek nie posiadają broni na statku są: uzbrojenie, agresywność i nieprzewidywalność piratów. Ryszard Socha pisze o rabusiach, że są: wybuchowi i prymitywni (…) a w chwilach napięć wzajemnie do siebie strzelają[71].
Brak uzbrojenia na dzisiejszych statkach handlowych jest zasadniczą kwestią różniąca piractwo współczesne od dawniejszego. Wojny pomiędzy piratami a jednostkami morskimi niegdyś nie budziły zastrzeżeń wśród organów prawodawczych, gdyż wynikały z naturalnego prawa do obrony osobistej, a niekiedy nawet wynikały z prawa do ataku, jak u korsarzy. Obecnie wobec postępującej humanitaryzacji stosunków społecznych, użycie broni wobec człowieka, nawet w obronie własnej, może być przestępstwem. Przypuszczalnie strach przed odpowiedzialnością karną za nieuzasadnione użycie broni jest jednym z powodów dla których marynarze niechętnie wnoszą ją na statek. Inną przyczyna takiego stanu rzeczy może być obawa armatorów o utratę ładunku w wyniku zatonięcia, jako skutku walki z piratami, przy użyciu broni.
Do walki z piractwem powołano specjalne jednostki. W grudniu 2008 roku, rozpoczęto operacje pod kryptonimem „Atlanta”[72]. Ma ona na celu zabezpieczenie statków wiozących żywność do Somalii. Uczestniczą w niej statki państw UE. W planach jest także powołanie także amerykańskiej jednostki do walki z piractwem Combined Task Force 151- CTF – 151[73].
Najważniejsze z punktu widzenia historycznego, jest powstanie i rozwój, w XX wieku piractwa państwowego, z niego bowiem narodził się terroryzm, tak znamienny dla epoki w której obecnie żyjemy. Podczas obydwu wojen światowych, piractwem państwowym określano zaplanowane i zlecone przez władze państw zaangażowanych w działania wojenne ataki na okręty państw neutralnych. W napadach tych ginęli w nich przeważnie zwyczajni obywatele, co było szczególnie potępiane przez opinię publiczną. Działania te miały na celu realizowanie dogmatów politycznych i były legalne w świetle aktów prawnych wydanych przez oficjalne władze państwowe. Poprzez to, proceder ów przypominał korsarstwo. Niektóre działania niemieckiej lub japońskiej marynarki wojennej prowadzone podczas drugiej wojny światowej, współcześnie określa się jako XX-sto wieczne korsarstwo[74]. Jego wyewoluowaną formą były zamachy na statki dokonywane w latach 60. przez kontrrewolucjonistów sprzeciwiających się dostawom produktów do komunistycznej Kuby.  Dalszą linię rozwojową tego typu piractwa nie stanowią już akty przemocy dokonywane na morzu, lecz w powietrzu. Nazywane jest to terroryzmem powietrznym.

2.2. Piractwo drogowe.

            Pierwsze wypadki drogowe występowały się w momencie, kiedy do poruszania się człowiek zaczął używać innych środków transportu, niż jego własne nogi. Jednak to wieki XX i XXI, w których pojawiają się nowoczesne samochody i motocykle umożliwiające osiąganie ogromnych przyśpieszeń są epokami rozwoju piractwa drogowego, kojarzonego z jazdą z nadmierną prędkością.  Znamienny dla dwóch ostatnich wieków jest wzrost ilości osób, które poprzez szaleńczą jazdę powodują wypadki i stanowią zagrożenie dla życia innych uczestników ruchu drogowego. Trzeba jednak zaznaczyć, iż nie każdy wypadek jest dziełem pirata drogowego, gdyż nie wynika z jazdy z nadmierną prędkością, tylko może być, na przykład skutkiem nieuwagi.
Pirat drogowy to osoba, poruszająca się motocyklem lub samochodem, która  przekracza dozwoloną prędkość w miejscu, które nie jest przystosowane do szybkiej jazdy. Na przykład, ktoś poruszający się po autostradzie z szybkością 130 km/godz. nie będzie piratem drogowym, inaczej niż w przypadku gdyby jechał z taką szybkością po osiedlowej drodze, gdzie dozwolona prędkość wynosi 20 km/godz.
Motywacjami, którymi kierują się piraci drogowi są przeważnie chęć przeżycia przygody i podniesienia poziomu adrenaliny. Pośród młodych osób, jest to zapewne także wynik fascynacji szybkością, która jest swoistym fetyszem XXI wieku.  Brawurowa i niebezpieczna jazda samochodem rozumiana jest tu jako oznaka nieskrępowanej wolności, a także jako bunt przeciwko ustalonym normom społecznym, nie pozwalającym poszczególnym jednostkom na prowadzenie indywidualistycznego trybu życia. Samoistnie, zachowanie to, w aspekcie piractwa samochodowego, nasuwa  skojarzenie z etosem pirata morskiego, który to zespół pewnych zachowań, nakazywał zaniechanie spokojnego stylu życia „szczurów lądowych”, po to tylko aby pokazać światu, że można wyrwać się z oków władzy i konwenansów, aby zaznać nirwany samowyzwolenia. Nie stosuje się w stosunku do nich określenia „rabusie” gdyż piraci drogowi nie są nastawieni na zdobywanie dóbr materialnych, w przeciwieństwie do osób, które na przykład urządzają sobie wyścigi ulicami miast, a w tych przypadkach często jest tak, że zwycięzca otrzymuje nagrodę. Zachowania piratów drogowych są spontaniczne i niezaplanowane. Określeń typu „rozbójnicy”, jeśli już się używa, to tylko po to aby podkreślić kryminalny charakter tego procederu. Ten rodzaj przestępców, łamie prawo w inny sposób, lecz nie kradnąc. Wyczyny piratów drogowych, mają im zapewnić przede wszystkim rozgłos. Popularną praktyką przez nich stosowaną jest umieszczanie na portalach internetowych typu „Maxior.pl”, czy „Smog.pl” amatorskich filmów, nakręconych podczas brawurowych jazd samochodem lub motocyklem[75]. Takie działania mają zagwarantować piratowi rozpoznawalność i rozgłos nie tylko w Internecie, ale także wśród swojej lokalnej społeczności.
 Co ciekawe w Irlandii, przez pewien czas, według tamtejszej policji, największym drogowym piratem był Polak o imieniu „Prawo jazdy”. Sprawa okazała się śmieszna dla nas, otóż irlandzcy policjanci brali nazwę tego dokumentu za dane personalne legitymowanych osób i w ten sposób, do momentu kiedy się domyślili swej pomyłki, wpisywali je do ewidencji wykroczeń, [76]. Strach przed osobami jeżdżącymi bardzo szybko jest niemały, co obrazuje ankieta pod tytułem: „Jak często czujesz się zagrożonym przez pirata drogowego?” [77]. Z 1131 przebadanych osób 79% odpowiada, że piratów drogowych obawia się codziennie.
Jak już wspomniałam za akty piractwa drogowego uznaje się głównie wyczyny związane z przekraczaniem dozwolonych prędkości. Świadczą o tym na przykład artykuły o osobach jeżdżących zbyt szybko, gdzie nazywane są one piratami drogowymi, na przykład: Piraci przekroczyli prędkość o ponad 100 km/godz.[78], Kieleccy piraci drogowi jeżdżą jak wariaci i nagrywają swoje „wyczyny”[79]. Ponad to, Rejestr Piratów Drogowych wyłania wykroczenia, które podlegają pod akty piractwa drogowego tego typu co: stwarzanie zagrożenia dla pieszych i rowerzystów, ignorowanie znaków i sygnałów drogowych, nie ustępowanie pierwszeństwa przejazdu, stwarzanie zagrożenia podczas wyprzedzania, jazda z wyraźnie nadmierną prędkością, nieuprzejmości i chamstwo na drodze, cwaniactwo i brawura, ale też zaśmiecanie przydrożnych rowów[80].
Trudno uznać przedstawicieli którejś z warstw społecznych za mniej lub bardziej podatnych na pirackie wyczyny na szosie. Z pewnością w policyjnych statystykach w tego typu przestępczości, prym wiodą szukający „wrażeń” młodociani mężczyźni. Jak pisze psycholog Beata Matys-Wasilewska: szczególnie młodzi chłopcy mają potrzebą wykazania się w ekstremalnych warunkach, bo u nich poziom hormonów jest wyższy niż u dziewczyn[81]. Oprócz nich piratami bywają także osoby sławne, nobliwe, darzone zaufaniem i szacunkiem społecznym, takie jak, na przykład: politycy, np. Donald Tusk[82], aktorzy, np. Mateusz Damięcki[83], ale też instruktorzy nauki jazdy[84] i policjanci[85]. W kwietniu 2010 roku w miejscowości Parczew zatrzymano siedemdziesięciodwuletniego kierowcę, który był pod wpływem alkoholu i uciekał przed policją samochodem, w 2009 roku w USA, w stanie Utah, na piractwie drogowym przyłapano siedmiolatka[86], prowadzenia samochodu nauczył się grywając w gry komputerowe. Wiek dla piratów więc nie ma znaczenia. Wśród nich spotyka się także kobiety, o czym świadczy przypadek trzydziestojednolatki z Malborka, którą po długiej pogoni ujęła policja[87].
Piraci drogowi, jak i ci na morzu, używają szybkich i zwrotnych maszyn, umożliwiających szybką ucieczkę przed organami ścigania. Odpowiednikami środków transportu, którymi posługują się morscy rozbójnicy są dla piratów drogowych nowoczesne, sportowe motocykle lub samochody, o silnikach niekiedy specjalnie dostosowywanych do szybkiej jazdy, co jest jednym z elementów tak zwanego „tuningowania”. Można uznać, że drogowi piraci są mentalnymi spadkobiercami Vikingów, ponieważ oprócz tego, że często misternie ozdabiają swoje środki transportu, to podobnie jak oni uwielbiają szybkość.
Rodzaj wykonywanej pracy determinuje zachowania na szosie, najwięcej zamieszania na jezdniach powodują: kierowcy tirów, busów oraz przedstawiciele handlowi[88]. Niestety, są to osoby, które poprzez pracę związaną z ciągłym pobytem w ruchu i pośpiechem, są sprawcami wielu wypadków drogowych i większości aktów piractwa drogowego.
Nie można uznać „gabarytów” samochodów za czynnik sprzyjający piractwu drogowemu ale można stwierdzić, że to alkohol najbardziej napędza takie zachowania, dodaje bowiem odwagi podczas jazdy i powoduje zanik racjonalnego myślenia. Można ten fakt przyrównać do zachowań piratów morskich, którzy dawniej przysparzali sobie animuszu spożywając rum, a współcześnie, zażywając narkotyki. Alkohol pozbawiał ich strachu podczas napadów, a także zdrowego rozsądku, który zakazywałby im ryzykownych wyczynów. Pirackie wyczyny na drodze, powodowane pod wpływem alkoholu mają zazwyczaj najtragiczniejszy przebieg i najczęściej kończą się czyjąś śmiercią, a także ucieczką sprawcy z miejsca wypadku.
Jak każdy rodzaj piratów, piraci drogowi aby uniknąć przyłapania ich podczas szybkiej jazdy, także używają forteli. Popularne jest CB Radio, poprzez które kierowcy informują się w którym miejscu znajduje się policyjny patrol, dzięki temu wiedzą, w którym miejscu muszą zwolnić. Popularne jest także zamalowywanie farbą kamer znajdujących się w fotoradarach. Stosuje się także antyradary, są to urządzenia pozwalające na wcześniejsze wykrycie policyjnego radaru, zanim policja zdąży namierzyć osobę jadącą z nadmierną prędkością.
Piractwo drogowe, wyraźnie potępia Kościół katolicki. Papież Benedykt XVI pisał o piratach drogowych: Pragnę ponowić apel o poczucie odpowiedzialności w ruchu drogowym i przypomnieć, że właściwe zachowaniu za kierownicą jest konkretnym wyrazem szacunku dla życia swojego oraz innych[89].
Piractwo drogowe zwalcza się głównie za pomocą prewencyjnych metod policji. Polegają na montowaniu fotoradarów w miejscach, w których kierowcy najczęściej przekraczają prędkość oraz na patrolowaniu ulic. W większości przypadków sama obecność fotoradaru jest wystarczającym powodem aby kierowcy zwalniali swe auta, tudzież motocykle. Zdarzają się jednak takie przypadki, kiedy policja, nie mogąc dogonić pirata używa broni[90]. Prowadzone są akcje mające na celu wyłapanie jak największej ilości pijanych kierowców i innych osób zagrażających porządkowi na drogach. Takimi inicjatywami są akcje „Znicz” i „Wielkanoc”. Zdarzają się przypadki, że zmęczeni pirackimi wybrykami oraz bezradnością policji obywatele sami biorą sprawy we własne ręce. Wolfgang Lave mieszkający w miejscowości Brożek, na ulicy na której mieszka postawił tablice z wymalowanym hasłem: Zwolnij!, ograniczenie do 50 km/godz.[91]. Niestety, jak mówi autor tego napisu, nie odniósł on spodziewanego skutku. Prowadzone są także kampanie reklamowe, mające skłonić piratów drogowych do refleksji, jakie konsekwencje, nie tylko prawne, mogą ponieść w wyniku szybkiej jazdy. Tak było w 2009 roku na Lubelszczyźnie, gdzie uczniom dziesięciu szkół podstawowych pokazano zdjęcia makabrycznych wypadków drogowych. Chodzi o świadomość skutków takich wypadków – twierdzi policja[92]. We Francji natomiast została wprowadzona ustawa o konfiskowanie samochodów kierowcom- piratom[93]. W Polsce, nie stosuje się aż tak restrykcyjnych działań, ale umieszcza się dane rejestracyjne samochodów kierowców-szaleńców, na specjalnie przeznaczonych do tego celu portalach internetowych, takich jak na przykład: www.piraci-drogowi.pl[94]. Dzięki temu osoby łamiące prawo nie pozostają anonimowe. Jednak zdarza się tak, iż część osób jeżdżących zbyt szybko pozostaje bezkarna i nierozpoznana, o czym mówi artykuł zamieszczony w Gazecie Wyborczej „Policja bezradna wobec piratów drogowych”[95].
Kary wymierzane piratom drogowym to głównie mandaty oraz utrata punktów karnych. Rzadziej zdarzają się wyroki skazujące na więzienie. Zazwyczaj dochodzi do nich wówczas, gdy któryś amator szybkiej jazdy śmiertelnie kogoś potrąci. Mandaty wymierzane piratom drogowym to koszty rzędu kilkuset złotych. W niektórych krajach kary są także bardzo wysokie, o czym świadczy przypadek pewnego Szwajcara, któremu za przekraczanie dozwolonej szybkości na drodze naliczono do zapłacenia mandat w wysokości 300 tys. franków. W Polsce wysoką karę dostała kobieta, która oprócz mandatu w wysokości 2 tys. złotych, otrzymała 43 punkty karne, co u nas jest równoznaczne z utratą prawa jazdy.
Tym co łączy piractwo drogowe z innymi rodzajami piractwa to bezprawność, duży poziom szkodliwości społecznej oraz trudności w zwalczaniu go. Cechą najbardziej charakterystyczną dla tego rodzaju przestępstw jest dążenie do zdobycia, szczególnie przez najmłodsze grono piratów drogowych, rozgłosu i popularności. Dlatego piractwo tego typu, przypomina najstarsze swe formy, które dostarczały sławy, jeśli tylko odznaczało się dużym ryzykiem i brawurą. Ten sposób łamania prawa, ponad to jeśli można tak powiedzieć, cechuje spektakularność i pewnego rodzaju atrakcyjność wizualna. Piraci drogowi zazwyczaj bowiem poruszają się drogimi i jeśli nie pięknymi, to przynajmniej „rzucającymi się” w oczy autami. Wystarczy spojrzeć na oklejone kolorowymi reklamami samochody przedstawicieli handlowych lub „stuningowane” pojazdy młodych mężczyzn lubiących szybko jeździć, tak jak kiedyś czynili to Wikingowie, upiększający misternymi rzeźbami swoje łodzie. Notabene nadal ulubionym, mitycznym zwierzęciem portretowanym zarówno przez dawnych piratów morskich, jak i współczesnych piratów drogowych jest smok[96]7. Z pewnością indywidualizacja środków poruszania się wzmaga poczucie odrębności i niezależności od reszty społeczeństwa, co w szczególności u młodych osób jest silnie pożądana. 

2.3. Piractwo komputerowe.

„Piractwo komputerowe” obejmuje swoim zakresem wiele zjawisk: nielegalne kopiowanie programów oraz gier komputerowych, bezprawne pobieranie z sieci internetowej plików multimedialnych, oraz włamywanie się do baz danych w celu wykradnięcia poufnych informacji. Wszystkie te zjawiska są bezprawne i podlegają karom. Pierwsze, incydentalne przypadki działań para-pirackich,  datuje się na  lata 50. i 60. XX wieku. Jednak wówczas były to zazwyczaj przypadki manipulowania oprogramowaniem, gdyż kopiowanie go nie miało jeszcze większego sensu, gdyż komputerów było zbyt mało, aby powielanie programów było przydatne na większą skalę. Piractwo komputerowe, jako wytwór współczesności, wiąże się bowiem z masowością. Łukasz Ptak pisze o piractwie komputerowym w 2006 roku: zjawisko piractwa staje się masowe i dotyczy ogromnej liczby aktywnych członków społeczeństwa…[97]. To popularność gier komputerowych w latach 80. XX wieku przyczyniła się do eskalacji tego rodzaju przestępczości gospodarczej. Gracze bowiem chętniej kopiowali gry aniżeli kupowali je w sklepach, narażając firmy wydawnicze na wielomilionowe straty. Pod koniec lat 80. producenci gier zaczęli wprowadzać zabezpieczenia, które miały utrudniać ten proceder. Podobnie było w przypadku nielegalnego kopiowania programów komputerowych. Niektóre koncerny, np. Microsoft, w wyniku ogromnych strat finansowych, zostały zmuszone do podjęcia działań w kierunku lepszego zabezpieczenia swoich produktów, a szczególnie w momencie kiedy na rynek weszły komputery „Commodore 64”, które umożliwiały stosunkowo szybkie i proste kopiowanie gier. Akcje mające na celu zwalczanie osób zajmujących się piractwem polegały między innymi na wzmożonych kontrolach prowadzonych przez policję na zlecenie koncernów komputerowych. Kontrole takie odbywały się w sklepach muzycznych oraz na stoiskach handlowych bazarów i targowiskach, dlatego, że znajdowane w ten sposób nielegalne kopie programów były niszczone. W latach 80. działania organów ścigania spowodowały, w ramach akcji odwetowych łączenie się hackerów[98] i crackerów[99] w grupy współdziałające przeciwko potentatom komputerowym. Jednak w następnym dziesięcioleciu piraci, w wyniku tej nagonki zeszli „do podziemia”, by w roku 1997 w wyniku kampanii firmy Novell (Cyberstrike Campaign)[100] całkowicie zniknąć z powierzchni ziemi.
Po serii udanych akcji zwalczających piractwo, zniknęło ono na jakiś czas z rynku. Pojawiło się na nowo wraz ze wzmożonym rozwojem technologicznym. Pierwsze pirackie strony powstały w USA w 1995 r., zaś w Europie pojawiły się trzy lata później. Coraz sprawniejsze komputery oraz szybsze łącza internetowe, otworzyły nowe możliwości dla przestępców komputerowych. Przykładem tego był wykwit „publicznych” projektów pirackich, takich jak webwarez [101]. Były to strony internetowe umożliwiające darmowe ściąganie plików muzycznych, filmowych i innych tego typu. Osoby pragnące dzielenia się informacjami w ramach otwartej sieci internetowej, uzyskały wówczas taką możliwość czyniąc to z przyczyn ideologicznych - za darmo, lub komercyjnie - dla gotówki. „Dostawcami” pakietów nadających się do opublikowania byli przeważnie pracownicy firm wydawniczych i drukarni płyt, testerzy programów komputerowych. Osobami, które prowadziły strony warezowe byli zazwyczaj: hobbyści, osoby nastawione na korzyści materialne, dopuszczające reklamy na swych stronach oraz złodzieje pomysłów z innych witryn. W każdym razie, musiał być to ktoś kto miał dostęp do najświeższych nowości pojawiających się na rynku i umiał umieścić je w Internecie. Lata od 1999 do 2001[102] były okresem świetności pirackich stron.  Popularny był  wówczas „Napster”, zamknięty jednak w 2001 roku. Jego działalność zmiotła z powierzchni ziemi lub spowodowała schyłek wielu firm fonograficznych. Sławę zdobyły także programy zwane „Peer to Peer”, pozwalające na przekazywanie sobie wzajemnie plików mp3. Idea programów typu „Peer to Peer” polega na tym, że brak jest jednego, głównego serwera, na którym można umieszczać dane. Ośrodków centralnych jest mnóstwo i z każdego z nich można za darmo pobierać wybrane pliki muzyczne, filmowe i inne, bezpośrednio i w tym samym czasie. Takie rozproszenie serwerów na celu utrudnienie organom ścigania lokalizacji piratów. Przykładami sieci zorganizowanych w ten sposób są: „Fast Track”, „Kazaa” i ”eMule”. W latach 2003/2004 zaczęły się procesy przeciwko „P2P” [103]. Obecnie programy tego typu robią zawrotną karierę, choć od czasu do czasu zdarzają się spektakularne akcje policyjne, wymierzone przeciwko ich użytkownikom.
Osoby tworzące strony „warezowe”, także nie omija karząca ręka Temidy. W 2004 r. gorzowska policja rozpracowała stuosobowy gang hackerów zajmujących się tworzeniem takich stron. Przypadek ten stał się głośny nawet w Stanach Zjednoczonych, skąd do Gorzowa przyleciał zdumiony oficer łącznikowy FBI – Joel Irving.
Problematyczna jest trudność w ustaleniu, kto jest, a kto nie jest piratem komputerowym. W Polsce nadal funkcjonuje ustawa o piractwie z roku 1994 czyli sprzed ery internetowej[104]. Nie ma także jednolitej definicji piractwa komputerowego. Większość prawników skłania się do uznania dopuszczalności ściągania i kopiowania utworów muzycznych oraz filmów na własny użytek, natomiast za nielegalne uważając udostępnianie posiadanych materiałów innym. Dodatkowym problemem pojawiającym się przy zwalczaniu tej, bądź co bądź, przestępczej działalności są ideologiczne priorytety Internetu, który ma być miejscem wolnego dostępu do dóbr kultury oraz wolności słowa.
Łamanie, przez ogromne komercyjne korporacje podstawowych założeń użytkowania sieci, prowadzi do buntu „dzieci Internetu”: my buntownicy, walczący o wolność i swobodę, kontra oni – funkcjonariusze korporacji[105]. Działalność obrońców wolnego dostępu do dóbr kultury popiera znany prawnik i pisarz Lawrence Lessing. Jako wyraz sprzeciwu wobec blokowania swobodnego przepływu dóbr intelektualnych, pisarz umieścił jedną ze swych publikacji w Internecie i jest ona możliwa do pobrania całkowicie za darmo. Autor „Wolnej kultury” pisze: wojna przeciwko internetowym „piratom” pozbawi nasza kulturę wartości będących od początku jej integralną częścią[106]. Lawrence Lessing postuluje wprowadzenie systemu, w którym twórca sam będzie określał, na jakim poziomie chronione ma być jego dzieło, począwszy od całkowitej blokady dostępności, do całkowitej otwartości, co będzie się równało zgodzie na umieszczenie utworu w domenie publicznej, skąd każdy będzie go mógł pobierać za darmo. System ten, to „Creative Commons”.
Pobieranie plików z Internetu wiąże się z legalnością albo ściśle mówiąc, w przypadku piractwa komputerowego, z nielegalnością. Jak mówi Radosław Mazur, naczelnik wydziału do walki z przestępczością gospodarczą KWP w Gorzowie: (z Internetu) nie wolno ściągać niczego, czego nie nabyliśmy legalnie[107]. Legalność pobierania plików z sieci oznacza ściąganie utworów nie objętych prawami autorskimi, a także takich plików, które otrzymaliśmy na własny użytek od osób nam bliskich czyli znajomych, rodziny, etc. Ten rodzaj wymiany plikami nazywany jest „dozwolonym użytkiem”. Piractwem komputerowym nie będzie sytuacja, w której pliki multimedialne, nabyte legalnie, przesyła się zapisane w formacie mp3 pocztą mailową. Ten sposób przekazywania plików komputerowych jest możliwy tylko w wypadku plików multimedialnych, a nie dotyczy gier oraz programów komputerowych. Osoba, która nabywa np. program Windows, staje się jego wyłącznym użytkownikiem i w momencie kiedy oddaje komuś jego kopię, pozbywa się prawa do jego legalnego użytkowania. Popularną metodą pobierania z Internetu muzyki, filmów lub i obrazów jest używanie programów „Peer 2 Peer”, działających w ten sposób, że każdy kto z nich korzysta jest jednocześnie klientem oraz spełnia funkcję serwera. Piractwo komputerowe jest to także przerabianie na wszelkie sposoby utworów muzycznych, teledysków, filmów, etc., nawet w najlepszych intencjach. Nikt nie ma prawa do wprowadzania zmian w oryginalnych, autorskich wersjach utworów.
Szacuje się, że piracki rynek w Polsce wynosi 31 proc. rynku legalnego [108], a producenci oprogramowania twierdzą, że tracą w Polsce 580 mln dol.[109]. W serwisach internetowych, dostępnych jest ok. 800 mln plików muzycznych. Na nielegalnym ściąganiu filmów branża muzyczna traci rocznie ok. 6 mld dolarów, branża filmowa nieco mniej bo 4,5 mld dolarów. W sieciach typu „Peer to Peer” dochodzi rocznie do wymiany prawie 20 miliardów nagrań muzycznych[110]. Zazwyczaj najchętniej pobierane są pliki muzyczne, to aż 95 proc. wszystkich pobranych plików. Państwem, z którego najchętniej ściąga się muzykę jest USA[111]. W Polsce najchętniej „piratowane” są gry komputerowe. Pod tym względem nasz kraj jest w czołówce. W 2008 r. znajdował się na drugim miejscu pośród krajów zajmujących się nielegalnym kopiowaniem gier komputerowych[112].   
Ponad połowa użytkowników to ludzie młodzi, także dzieci (…), bo pokolenie „P2P” nie zna tak naprawdę podziału na wiek…[113]. Piraci komputerowi to przeważnie osoby młode i wykształcone, a także taki, które starają się być „na topie”: Ściąganie  to moda. Kupienie legalnej muzyki czy gry, postrzegane jest jako „obciach”[114]. 87 proc. osób regularnie łamiących prawo w „sieci” to 24-latkowie[115]. Jednak piraci komputerowi, podobnie jak somalijscy piraci morscy, w większości są bardzo młodzi, mają po 14 – 19 lat. Są to tak zwane „dzieci Neostrady”. Wolny dostęp do kultury wykorzystują maksymalnie, gdyż nie zdają sobie sprawy z tego, popełniają przestępstwo. Ściąganie nielegalnych pakietów muzycznych z sieci uważają za coś oczywistego i nienagannego. Grzegorz Filiciak mówi, że wśród nastolatków nie ściągają tylko ci, którzy mają własne  zespoły albo marzy im się kariera muzyczna. Dalej pisze: Nie chcą rozwalać modelu biznesowego, z którego sami zamierzają czerpać profity[116]. Osoby niewykształcone często nie umieją sobie radzić z obsługą programów typu „P2P”, dlatego stanowią one najmniejszy odsetek sieciowych piratów. W tych przypadkach mówi się, iż upowszechnienie Internetu, nie idzie w parze z kompetencjami technicznymi[117]. Także wśród amatorów darmowego dostępu do dóbr kultury zdarzają się zwyczajni ludzie, nie mający, zadawałoby się wiele wspólnego, w sensie zainteresowań z nastoletnimi pasjonatami komputerów, na przykład: posłowie[118] oraz managerowie dużych firm handlowych[119]. Naturalnie komputerowymi piratkami bywają także kobiety. Specjaliści z firmy „Mediarecovery” opracowali portrety psychologiczne niektórych piratów komputerowych, są to: Maniakalny powielacz - czyli osoba, która kopiuje wszystko co wpadnie jej w ręce, bez względu na jakość, Aktualizator - to ktoś kto śledzi na podstawie posiadanych przez siebie wersji początkowych programów śledzi ich rozwój, Operator szalonej matrycy - osoba, która kopiuje wszystko co się do tego nadaje, podobnie jak Maniaklny powielacz, ale ma słaby sprzęt, Cichociemny querilla - dba o to żeby nie zostać wykryty więc maskuje się niezmiernie, Pedant - ma ponumerowane płyty i dba o porządek „w komputerze”, Kompresor - oszczędza miejsca na dysku, potrafi na jednej płycie zmieścić kilka programów,  No-life - człowiek wyłączony z realnego życia na rzecz Internetu i gier komputerowych, Wesołek - interesują go „śmieszne obrazki” i kawały funkcjonujące w Internecie, Antysystemowy anarchista - chciałby przeprowadzić rewolucję i zniszczyć „system”, interesują go programy, które umożliwiają tworzenie stron o charakterze dywersyjnym, wywrotowiec [120]. Inna grupą piratów są wspomniani już hackerzy. Osoby zaliczające sie do tej subkultury dzielą się na „dobrych” i „złych”. „Dobrzy” hackerzy, to tacy komputerowi maniacy, którzy są zatrudniani przez państwo do zwalczania innych (złych) hackerów, działających nielegalnie. Przykładowy jest tu przypadek eks-hakera Tsutomu Shimomury, który „złapał” Kevina Mitnicka, niebezpiecznego włamywacza komputerowego. Ten rodzaj działania, nasuwa skojarzenia z wynajmowaniem przez miasta hanzeatyckie, do zwalczania konkurencyjnych band pirackich, płatnych piratów-kondotierów.
Jak wiadomo piraci szukają sobie bezpiecznych „przystani”, z których mogą skutecznie atakować. Najbezpieczniejszym dla przeciętnego pirata komputerowego okazuje się jego własny dom, gdzie znajduje się podstawowe narzędzie - komputer. Jeśli chodzi zaś o piratów kopiujących na większą, „przemysłową” skalę płyty muzyczne, filmy lub gry, to oazą względnego spokoju jest dla nich Malezja, do której przestępcy przenieśli się z obszarów Chin i Hongkongu. Kraj ten nie ma jasno uregulowanego ustawodawstwa dotyczącego praw autorskich. Brak jasności w kwestiach prawnych za każdym razem, podobnie jak i w przypadku piractwa morskiego, skutkuje eskalacją pirackiego procederu. Siedem na dziesięć programów komputerowych w Malezji pochodzi z pirackiego procederu[121].
Piraci komputerowi są dobrze zorganizowani i posiadają własną partię, która jest zalegalizowana oraz stanowi ich instytucjonalne ramię. Skład polskiej Partii Piratów (2006), tworzą: prezes Błażej Kaczanowski, wiceprezes Robert Mitwicki oraz kilkadziesiąt innych osób. Organizacja posiada własny program[122], ponad to osoby udzielające się w niej, zabierają głos w różnego rodzaju debatach oraz między innymi w Parlamencie Europejskim. Jedna z rozmów prowadzonych w parlamencie UE, zaowocowała utworzeniem międzynarodowej instytucji nazwanej Pirate Parties International, co ukazuje, iż piraci komputerowi są grupą osób z którą liczą się nawet politycy. Europejska Partia Piratów domaga się uwolnienia dóbr kultury, poprzez likwidacje instytucji prawa autorskiego. W zamian za to każdy zainteresowany muzyką z Internetu, miałby płacić artystom podatek, wpisany w koszty zakupu modemów, komputerów, etc.
Co ciekawe piraci komputerowi często posługują tymi samymi emblematami, których używali ich morscy protoplaści. Między innymi jest to biała, trupia czaszka ze skrzyżowanymi piszczelami. Jednak aby odróżnić się od poprzedników, dodają do tych symboli elementy kojarzone ze współczesnością oraz z własną tylko i wyłącznie działalnością są to na przykład cyfry. Polska Partia Piratów ma natomiast w swoim logo wyraźne odniesienie do łodzi żaglowej 7, czyli dawnego narzędzia pracy „kolegów po fachu” działających na morzu. Sądzę, iż jest to wyraz sentymentu do dawnej działalności pirackiej, a może pochwała zasad, którymi kiedyś kierowali się morscy rozbójnicy.
Kary wymierzane za piractwo komputerowe są dotkliwe a przypadek udanej akcji policyjnej skierowanej przeciwko „sieciowym przestępcom”, powoduje, że na wszystkich użytkowników komputerów pada „blady strach”. Naprawdę jednak trudno złapać przestępców na gorącym uczynku, a osoby, które wpadły, czują, że dotknął je raczej niewyobrażalny pech, a nie karząca ręka sprawiedliwości[123]. Spowodowane jest to rozproszeniem serwerów w sieciach typu „Peer to Peer”, co znacznie utrudnia lokalizację pojedynczych osób nielegalnie ściągających pliki. Poza tym prawo, a w szczególności polski wymiar sprawiedliwości, nie nadąża za nieustannymi i coraz szybciej zachodzącymi zmianami jakie dokonują się w dziedzinie komputeryzacji i w samym Internecie.  Prawo autorskie funkcjonuje w ten sposób, że osoba, która nawet obejrzała film bądź teledysk w sieci, nie zapisując go na twardym dysku swojego komputera staje się przestępcą, o czym dokładniej mówi Edwin Bendyk w artykule pod tytułem Wszyscy jesteśmy piratami[124]. W Polsce zapadające wyroki dotyczą zazwyczaj nieskomplikowanych, w sensie prawnym spraw, takich jak handel płytami na targowiskach lub posiadanie i użytkowanie nielegalnego oprogramowania komputerowego. Ale nie tylko. W 2009 roku z mocy nakazu sądowego zamknięto portal Odsiebie.com, który posiadał kilkanaście tysięcy utworów, które można było nielegalnie ściągać. Nikt nie płacił za to tantiem ich autorom, a taki jest przymus prawny. Właściciele portalu, po tym jak zostali aresztowani musieli zapłacić 100 tys. zł kaucji za wyjście na wolność[125]. Dodatkowo portal został zamknięty. Jednak w Polsce rzadko zdarzają się wyroki skazujące za tego typu proceder, gdyż: postępowanie dowodowe jest zbyt skomplikowane, a droga prawna uciążliwa[126]. W 2006 r., w Stanach Zjednoczonych dwunastoletnia Brianna La Hara[127] została zmuszona do zapłacenia 2 tyś. dol. odszkodowania za ściąganie plików muzycznych. Pomimo swojego młodocianego wieku, dziewczyna nie mogła liczyć na taryfę ulgową ze strony sądu i musiała odpowiedzieć za swój czyn.
Pomysłem na dotkliwe karanie piratów jest odcinanie ich od sieci. Wyglądałoby to w ten sposób, że osoba łamiąca prawa autorskie dostawałaby dwa ostrzeżenia, a za trzecim razem otrzymywałaby zakaz rocznego korzystania z Internetu. Ustawę tę przyjęto we Francji. Pierwsze kontrole mają być tam przeprowadzone już bieżącym roku. Zrezygnowano jednak z łatwego odcinania osób podejrzanych o łamanie prawa od „sieci”. Uznano bowiem, że musi się to odbywać zgodnie z zasadami praw człowieka czyli, że ostrzeżona osoba będzie miała prawo do obrony i będzie traktowana jako „domniemany niewinny”. Sprawy będą rozstrzygać sądy krajowe, a pozbawienie pirata Internetu bez wyroku sądowego, będzie możliwe w przypadku rozpowszechniania pornografii dziecięcej i szerzenia cyberterroryzmu[128]. W 2005 roku w USA wytoczono 10 tys.[129] spraw przeciwko osobom wymieniającym się nielegalnymi plikami muzycznymi.
Ważny, w takich przypadkach jest aspekt psychologiczny, bo choć interwencje policyjne zdarzają się rzadko, są zazwyczaj spektakularne i kosztują przyłapanych przestępców sporo strachu oraz pieniędzy, gdyż oprócz wysokich kolegiów i spraw sądowych,  policja konfiskuje im komputery, płyt CD, etc. Tego rodzaju straszak, pomaga jednak tylko na krótki czas, po którym wszystko powraca do starej formy. W większości wypadków sądy wymierzają kary w wysokości od 400 zł do ponad. 7 tys. zł.[130].
Komputerowi przestępcy mają swoich sprzymierzeńców nie tylko pośród obrońców „wolnego dostępu” do dóbr kultury. We Francji, do walki z przemysłem fonograficznym w 2006 roku zostało powołane „Stowarzyszenie Audionautów”. Zajmuje się ono obroną, w sądach osób przyłapanych na nielegalnym ściąganiu pakietów muzycznych. Większość artystów na świecie sprzeciwia się nielegalnemu ściąganiu muzyki z Internetu. Znajdują się jednak tacy wykonawcy, którzy wręcz do tego zachęcają. Na przykład Trent Renzo, lider zespołu „Nine Inch Nails”, który otwarcie, na koncertach namawia swoich fanów do ściągania muzyki z Internetu[131]. W sieci, swoje utwory umieszczają: Kuba Sienkiewicz oraz Gaba Kulka. Odmienne podejście mają natomiast tacy wykonawcy jak Madonna i Prince, a Szymon Wydra, podczas jednego z wywiadów stwierdził, iż:  piractwo fonograficzne jest gorsze…od morderstwa[132].
Do walki z piractwem internetowym powołano specjalne organizacje. W Polsce zajmują się nim FOTA i ZPAV oraz wytwórnie filmowe, takie jak Gutek Film. W USA są to: RIAA (Amerykańskie Stowarzyszenie Przemysłu Muzycznego), FBI, i inne organizacje państwowe. W Polsce prowadzone są także, wśród dzieci, kampanie mające na celu uświadomienie najmłodszym czym są prawa autorskie i jak ważne jest ich przestrzeganie. Tego typu akcją jest przedsięwzięcie pod tytułem „Dzieciaki, muzyka i Internet”[133]. Tym sposobem, podobnie jak w przypadku piractwa samochodowego, państwo prowadzi kampanię na rzecz zgodnego z prawem i świadomego wykorzystywania wspólnych dóbr materialnych. Niektóre z policyjnych akcji, wymierzonych przeciwko złodziejom praw autorskich, są wyjątkowo udane, o czym świadczy rozbicie w 2007 roku, w Chinach, największego na świecie gangu zajmującego się piractwem komputerowym. Podczas operacji o kryptonimie „Letnie przesilenie” zarekwirowano sprzęt o wartości 7 mln dol. oraz  290 tys. pirackich płyt[134].
Głównym obszarem działań piratów komputerowych jest Internet, poprzez niego piraci udostępniają sobie pliki muzyczne, kontaktują pomiędzy sobą, a także zdobywają potrzebne do przestępczych działań informacje. Sieć internetową jest jak morze. Łatwo się w nim ukryć lub zagubić. Podobnie jak i na morzu istnieje tam wiele „białych plam”, w których przebywają różnego rodzaju „typy spod ciemnej gwiazdy”. Twórcy Internetu, założyli, iż będzie on miejsce wolnego dostępu do kultury. Owy „otwarty dostęp” oznacza, że: wszyscy użytkownicy posiadają w pełni te same prawa, prawo dokonywania zmian w programie  i wykorzystywania ich prywatnie interesie[135], ponad to nie mogą ograniczać praw innych użytkowników. Podobne zasady, tylko, że dotyczące zasobów morskich ustalili, twórcy Prawa Morskiego. Mówi ono, że: fundamentalną zasadą (…) jest zasada wolności mórz (…), wszystkim przysługuje prawo czerpania pożytków z morza pełnego, (…) nikt nie powinien więc tak użytkować morza pełnego, by eliminować czy ograniczać prawa innych[136]. Internet nie podlega jurysdykcji żadnemu konkretnemu państwu, podobnie jak wody morza pełnego, a jednak z mocy prawa międzynarodowego, specjalnie przystosowane do tego organy, mogą ścigać piratów komputerowych przy jego pomocy na całym świecie. W tym przypadku używanie identycznych narzędzi, przy wzajemnym zwalczaniu nasuwa skojarzenia z antycznym i współczesnym piractwie morskim, a także z piractwem drogowym, gdyż technika działa tu na korzyść obydwu wrogich stron. Wyodrębnione analogie pomiędzy dwoma obszarami ludzkiej działalności, jakimi są: morze - naturalny twór przyrody oraz sieć internetowa - sztuczny produkt ludzkiego intelektu, pozwalają wyjaśnić dlaczego pewne pirackie zachowania w Internecie, są nazywane identycznie jak ich odpowiedniki w realnym świecie. Dla przypomnienia, piratami komputerowymi są osoby: które włamują się do baz danych w celu wykradnięcia informacji, nielegalnie kopiują programy i gry komputerowe oraz łamiąc prawa autorskie, ściągają z Internetu pliki multimedialne. Czyli podobnie jak morscy piraci komputerowi, są przestępcami, których działalność polega głównie na kradzieży. Charakteryzuje ich także, podobnie jak u niektórych piratów morskich (Czarnobrody) brawurowość (hackerzy). Zapewne piracki proceder w obu swych przypadkach zapewnia duży poziom adrenaliny, o ile  jest wystarczająco groźny. Znany hacker Kevin Mitnick, przyznał, iż sama świadomość niebezpieczeństwa swojego „fachu”, była wystarczająca podnietą do działania. Ale przecież większość komputerowych piratów, nie ma nawet świadomości, że ściągając pliki z Internetu lub kopiując programy lub gry komputerowe łamie prawo, więc dla nich wystarczająco podniecający jest fakt, nabycia czegoś, jak im się wydaje za darmo.

2.4. Piractwo polityczne.

Trudno wskazać czas, w którym narodziło się piractwo polityczne, być może istniało ono już w starożytności, brak jednak jakichkolwiek precyzyjnych danych na ten temat. W każdym razie, cokolwiek by oznaczał ten termin, jest on chętnie używany współcześnie przez dziennikarzy, szczególnie telewizyjnych i uzyskał uzus społeczny. Nazwa ta nie funkcjonuje bynajmniej w odniesieniu do konkretnej partii, choć i takie przypadki się zdarzają, czego przykładem jest nazwanie „Partii Piratów” - „Korsarzami polityki”[137]. Zapewne jednak autor tego artykułu zwyczajnie ciekawie skojarzył te dwa określenia ze sobą, w celu zdobycia uwagi czytelników i wykazania się błyskotliwością spostrzeżeń.
 Określenie to jest używane w stosunku do pewnych zjawisk, między innymi takich jak: cyniczne mobilizowanie naszych naiwnych emocji, (…) wdzięczenie się, samochwalstwo, dyskryminowanie i spotwornianie innych[138]. Według Jacka Żakowskiego, taki „zestaw” cech, gwarantuje ich posiadaczowi tytuł politycznego pirata. Oczywiście pod warunkiem , że ów ktoś będzie się chciał zajmować „w krysztale pomyjami”. Inną konkluzję, co do pewnych wrodzonych właściwości ludzkich, które sprzyjają otrzymaniu tytułu politycznego pirata, można wyciągnąć po przeczytaniu wypowiedzi polityka i publicysty Józefa Szczepańczyka, która jest zamieszczona na łamach portalu Polskiego Stronnictwa Ludowego. Polityk, zarzuca tam Bronisławowi Komorowskiemu kradzież pomysłu PSL-owi na to, żeby prezydent miał prawo zgłaszania poprawek do ustawy, jeszcze przed jej uchwaleniem[139]. Publicysta ostro krytykuje takie postępowanie i nazywa piractwem politycznym.
Ciekawe jest to, że politycznych piratów określa się mianem „zabijaków”. Zapewne chodzi tu o taktykę politycznego uśmiercania wroga, poprzez publiczne pranie jego „brudów”. Jacek Żakowski w artykule pod tytułem „Piraci i misjonarze” przestrzega czytelników przed politycznymi piratami mówiąc, że już zaczęli rozkładać swoje fałszywe błyskotki[140]. Pisarz nie precyzuje dokładnie o kogo mu chodzi, tylko poprzez swą wypowiedź pozwala czytelnikowi generalizować pewien zespół cech lub działań, które wystarczają do miana politycznego pirata. Publicysta z pewnością zalicza do nich stosowanie machiawelistycznych metod w celu zaspokojenia politycznych ambicji. Ten sposób postępowania, jest znany także ludziom morza, a w szczególności chińskim piratom morskim, którzy lubowali się w zastawaniu forteli na nieświadome zagrożenia ofiary. Jednak tamtejszym opryszkom chodziło w pierwszej kolejności o cele materialne, a w następnej o duchowe, odwrotnie niż wydawałoby się jest u polityków, u których najpierw zaspakajane są potrzeby intelektualne, konsekwencją tego bywają korzyści materialne. Jacek Żakowski wyraża się o politycznych kampaniach, którymi są wybory do parlamentu jako o spektaklu i perfidnym widowisku, oraz tygodniach szaleństwa, emocji, pojedynków i masowych bitew[141]. Pisarz porównuje wybory do wojny a zachowania polityków do działań morskich złoczyńców w konsekwencji status wyborców do statusu ofiar pirackich forteli, którzy praktycznie nie mieli szans na obronę.
Politycznym piratem został nazwany lubelski poseł na sejm Janusz Palikot. Argumentowano to rzekomym zniesławieniem Prezydenta RP, poprzez publiczne snucie domysłów, na temat jego domniemanego alkoholizmu. Nie pomogły przeprosiny pana Prezydenta i  uznano, że Palikot uprawia piractwo polityczne[142].
Piractwo polityczne, jak nietrudno się domyślić jest domeną tylko polityków. Karę, wymierza politycznym piratom zazwyczaj społeczeństwo. Jest nim brak zaufania do polityka.
Trudno podać jednoznaczną definicję piractwa politycznego, albo wyłonić w jednym zdaniu należne tylko i wyłącznie jemu cechy. Ale z pewnością można do nich zaliczyć: skłonność do kłamstw i oszustw, mamienie tłumu fałszywymi obietnicami czyli tak zwaną „kiełbasą wyborczą”, stosowanie niekoleżeńskich zagrywek wobec partyjnych oponentów, takich jak: publiczne pranie „brudów” czy zawłaszczanie czyichś pomysłów. Wszystkie te metody, to „grzechy” popełniane przez piratów morskich, bo przecież oszustwo to inaczej podstęp, niekoleżeńskie zagrywki, świadczą o bezwzględności, cesze dawnych rozbójników morskich, przypisywanie sobie czyichś pomysłów to kradzież, a wywlekanie tajemnic przeciwnika na „światło dzienne”, świadczy to brak zasad w walce, czyli „wszystkie metody dozwolone”. Odnośnie do powyższego, działania te stawiane w kontekście stosowania ich na morzu, upodabniają piractwo polityczne do piractwa morskiego. Nawet nazywanie analogicznie pewnych politycznych działań wojną, tak jak określano niegdyś walki z piratami morskimi upodabnia te dwie formy piractwa do siebie.

                                                               Bibliografia
Książki:
De Souza P., Piraci w świecie grecko-rzymskim, tłum. J. Lang, Zakrzewo 2008.
Łoposzko T., Starożytni piraci Morza Śródziemnego, Lublin 1994.
Machowski J., Piractwo świetle historii i prawa, Warszawa 2000.
Manteuffel T., Historia Powszechna – Średniowiecze, wyd. XV, Warszawa 2004.
Mąka H., Piraci ery atomowej, Warszawa 2003.
Mąka H., Piraci znów atakują, Warszawa 1995.
Mowat F., Wyprawy Wikingów, tłum. W. Niepokólczycki, Katowice 1995.
Praca zbiorowa, Aktualne problemy prawa morza, Gdańsk 1976.
Skrok Z., Świat piratów morskich, Gdańsk 1982.
Walczak A., Piractwo i terroryzm morski, Szczecin 2004.


Artykuły prasowe:
A.N., Nowa przystań korsarzy, PC World Computer  nr 92, 18. 04. 2000.
Bendyk E., Świat za darmo?, „Polityka” nr 9, 04. 03. 2006.
Bendyk E., Wszyscy jesteśmy piratami, „Polityka” nr 35, 01. 09. 2007.
Lubiniecka K., Portal Odsiebie.com z zarzutem piractwa, „Gazeta Wyborcza” nr 260, 05. 11. 2009.
Mroziewicz K., Kochankowie wieszani na rei, „Polityka” nr 33, 19. 08. 2006.
Poznański P., Unia ujęła się za Internetem, „Gazeta Wyborcza” nr 273, 21. 11. 2009.
Ptak Ł., Więzienie za ściąganie, „Polityka” nr 46, 18. 11. 2006.
Socha R., Kurs na przetrwanie, „Polityka” nr 16, 18. 04. 2009.
Socha R., Wilk eksportowy, „Polityka” nr 50, 13. 12. 2008.
Stasiak P., Nowy darmowy świat, „Polityka” nr 45, 07. 11. 2009.
Zaraska M., Pożycz tankowiec, „Polityka” nr 48, 29. 11. 2008.
Żakowski J., Piraci i misjonarze, „Polityka” nr 37, 15. 09. 2007.


[1] J. Machowski, Piractwo w świetle historii i prawa, Warszawa 2000, s. 73.
[2] A. Walczak, Piractwo i terroryzm morski, Szczecin 2004, s. 19.
[3] J. Machowski, dz. cyt.,  s. 122.
[4] P. de Souza, Piraci w świecie grecko-rzymskim, tłum. J. Lang, Zakrzewo 2008,  s.18.
[5] Tamże, s. 19.
[6] Tamże, s. 30.
[7] Tamże, s. 20.
[8] H. Mąka, Piraci znów atakują, Warszawa 1995, s. 5.
[9] P. de Souza, dz. cyt., s. 35.
[10] Tamże, s. 43.
[12] T. Łoposzko, Starożytni piraci Morza Śródziemnego, Lublin 1994, s. 176.
[13] Tamże, s. 203.
[14] Z. Skrok, Świat piratów morskich, Gdańsk 1982, s. 6.
[15] J. Machowski, Piractwo w świecie historii i prawa, Warszawa 2000, s. 179.
[16] Z. Skrok, dz. cyt., s. 206.
[18] J. Machowski, dz. cyt., s. 148.
[21] Z. Skrok, dz. cyt., s. 215.
[23] Aleksander (John) Esquemeling, ur. w Elblągu, w XVII w. Wydał książkę pod tytułem „ Bukanierzy amerykańscy”, w której spisał swe pirackie przygody.
[24] T. Manteuffel, Historia Powszechna – Średniowiecze, Warszawa 2004, s. 101.
[25] Z. Skrok, dz. cyt., s. 208.
[26] F. Mowat, Wyprawy Wikingów, tłum. W. Niepokólczycki, Katowice 1995, s. 302.
[28] J. Machowski, dz. cyt., s. 49.
[30] H. Mąka,  Piraci ery atomowej, Warszawa 2003, s. 283.
[31] Klaus Stoertebecker (1360 – 1401). Niemiecki odpowiednik Janosika, który podobnie jak on część zrabowanych łupów rozdawał ubogim. Do dziś tworzy legendę upamiętnianą przez różnego rodzaju festiwale odbywające się w Północnej części Niemiec.
[32] J. Machowski, dz. cyt., s. 115.
[33] J. Machowski, Piractwo świetle historii i prawa, Warszawa 2000, s.222.
[34] A. Walczak , Piractwo i terroryzm morski, Szczecin 2004, s. 33.
[35] R. Socha, Wilk eksportowy, „Polityka” nr 50, 13. 12. 2008. s. 21.
[36] A. Walczak, dz. cyt., s. 35.
[37] H. Mąka, Piraci w ery atomowej, Warszawa 2003, s. 277.
[38] Tamże, s. 108.
[41] M. Zaraska , Pożycz tankowiec, „Polityka” nr 48, 29. 11. 2008, s. 89.
[42] Tamże,  s. 89.
[44] M. Zaraska , dz. cyt., s. 89.
[50] R. Socha, Kurs na przetrwanie, „Polityka” nr 16, 18. 04. 2009, s. 23.
[52] R. Socha, dz. cyt., s. 23.
[53] H. Mąka, dz. cyt., s. 108.
[55] K. Mroziewicz, Kochankowie wieszani na rei, „Polityka” nr 33, 19. 08. 2006, s. 52.
[58] H. Mąka, Piraci ery …, Warszawa 2003, s. 64.
[59] Tamże, s. 114.
[65] H. Mąka, dz. cyt., s. 64.
[66] H. Mąka, Piraci znów atakują, Warszawa 1995, s. 60.
[67] Tamże,  s. 34.
[71] R. Socha, dz. cyt., s. 23.
[97] Ł. Ptak, Więzienie za ściąganie, „Polityka” nr 46, 18. 11. 2006, s. 104.
[98] Hacker jest to ktoś, kto wykorzystuje wiedzę o sposobie programowania komputerów oraz funkcjonowaniu sieci informatycznej, w celu sprawdzania swoich możliwości intelektualnych, poprzez łamanie kodów oraz zabezpieczeń systemów komputerowych. Działania tej osoby nie są komercyjne i  często służą dobru ogólnemu, ponieważ przy okazji włamań, hacker odkrywa niedoskonałości zabezpieczeń programów będących w powszechnym użyciu, co w następstwie pozwala na ich usunięcie i ulepszenie. Wraz z rozwojem technologii i szerszym dostępem do Internetu, coraz częściej pojawiają się hackerzy, którzy swe umiejętności wykorzystują do działań przestępczych.
[99] Cracker jest to osoba  zajmująca się zdejmowaniem zabezpieczeń z programów lub gier komputerowych. Jego działania maja na celu uzyskiwanie korzyści materialnych  przez co bezpośrednio wiążą się z piractwem komputerowym.
[101]Warezy to programy, z których zdjęto zabezpieczenia uniemożliwiające ich kopiowanie, a także wszystkie treści, które są udostępniane w Internecie i naruszają prawa autorskie.
[104] P. Stasiak, Nowy darmowy świat, „Polityka” nr 45, 07. 11. 2009, s. 35.
[105] Tamże, s. 36.
[108] E. Bendyk, Świat za darmo?, „Polityka” nr 9, 04. 03. 2006,  s. 7.
[109] P. Stasiak, dz. cyt., s. 35.
[115] P. Stasiak, Nowy darmowy …„Polityka” nr 45, 07. 11. 2009, s. 35.
[116] Tamże, s. 35.
[121] A.N., Nowa przystań korsarzy, PC World Computer  nr 92, 18. 04. 2000, s. 10
[123] P. Stasiak, dz. cyt, s. 36.
[124] E. Bendyk, Wszyscy jesteśmy piratami, „Polityka” nr 35, 01. 09. 2007, s. 65.
[125] K. Lubiniecka, Portal Odsiebie.com z zarzutem piractwa, „Gazeta Wyborcza” nr 260, 05. 11. 2009, s. 3.
[127] Ł. Ptak, dz. cyt., s. 104.
[128] P. Poznański, Unia ujęła się za Internetem, „Gazeta Wyborcza” nr 273, 21. 11. 2009, s.34.
[129] E. Bendyk, dz. cyt., s. 7.
[130] Ł. Ptak, dz. cyt,  s. 104.
[133] Ł. Ptak, dz. cyt,  s. 104.
[136] Praca zbiorowa, Aktualne problemy prawa morza, Gdańsk 1976, s. 85.
[138] J. Żakowski, Piraci i misjonarze, „Polityka” nr 37, 15. 09. 2007, s.12.
[140] J. Żakowski, Piraci i …, „Polityka” nr 37, 15. 09. 2007, s.14.
[141] Tamże, s.12.